sobota, 1 marca 2014

Projekt denko - luty.

"Mijają dni, miesiące, mija (...)"... Nie, rok oczywiście jeszcze nie mija. Jednak za nami luty, który mignął niczym "Błyskawica" Harry'ego Pottera... Miesiąc ten upłynął mi pod hasłem mojej pracy sezonowej, która jednak już się skończyła.

Przejdźmy jednak do celu tego posta, czyli pokazania Wam produktów, które udało mi się wykończyć w poprzednim miesiącu. Bardzo się cieszę z każdego produktu, a denko uważam za udane.

Z racji tego, iż ostatnio wprowadziłam na blogu kilka zmian, obejmą one również ten cykl postów. Na zielono zaznaczę produkty, do których będę powracać. Kolor żółty zarezerwowany jest dla tych rzeczy, które być może jeszcze kiedyś zakupię. Na niebiesko zaznaczę produkty, które już się u mnie nie pojawią.

  • BeBeauty, SPA, żel pod prysznic "Bali" - pojemność: 300 ml. O tym produkcie pisałam tutaj .
  • Melisa, Uroda, tonik bezalkoholowy - pojemność: 200 ml. Recenzję tego kosmetyku znajdziecie tutaj .
  • Alverde, krem do ciała do skóry suchej "Migdał i herbaciana róża" - pojemność: 200 ml. Bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam ten krem od Chrzestnej z Niemiec, gdyż czytałam o produktach tej firmy wiele pozytywnych opinii. Niestety kosmetyk bardzo mnie rozczarował. Miał bardzo gęstą i tępą konsystencję. Ciężko się rozprowadzał i dość długo wchłaniał. Poza tym słabo nawilżał i był niewydajny. Przeszkadzało mi również miękkie opakowanie, które gniotło się na wszystkie strony i ciężko było wydobyć produkt. Krem miał dość specyficzny zapach, który zaczął mi przeszkadzać. 
  • Green Pharmacy, krem do rąk i paznokci "Jaskółcze ziele" - pojemność: 100 ml. Na ten produkt skusiłam się podczas promocji w Naturze. Miał lekką konsystencję i szybko się wchłaniał. Pozostawiał na skórze dłoni delikatny film. Nie nawilżał jednak zbyt rewelacyjnie przez co dość często powtarzałam aplikację. Nie był zbyt wydajny. Miał również charakterystyczny zapach, który przy częstym stosowaniu zaczął być drażniący. 
  • Eveline Cosmetics, Magia Orchidei, bioenergetyzujący krem na noc - pojemność: 50 ml. Produkt nie jest stricte przeznaczony do moich potrzeb, ale otrzymałam go w zestawie wraz z balsamem i żelem, więc zużyłam. Produkt ma treściwą, ale lekką konsystencję i szybko się wchłania. Nie pozostawia świecącej się skóry. Delikatnie nawilża, ale nie zauważyłam obiecanego przez producenta efektu rozjaśnienia, odżywienia czy zregenerowania skóry. Był bardzo wydajny. Miał dość intensywny zapach.
  • Smile, multi protection, płyn do płukania jamy ustnej - pojemność: 600 ml. Przyzwoity płyn produkowany dla Biedronki. Dobrze oczyszcza zęby i odświeża oddech. mógłby mieć nieco mocniejszy smak, ale to kwestia gustu. Jest tani i ma dużą pojemność. 
  • Oral-B 3D White Luxe, płyn do płukania jamy ustnej - pojemność: 500 ml. Produkt ten wraz z pastą oraz szczoteczką otrzymałam do przetestowania. Pomimo zawartości alkoholu w składzie nie podrażnił moich zębów i dziąseł. Nie wiem czy wybiela, bo stosowałam wraz z pozostałymi produktami, ale w sumie zauważyłam lekkie rozjaśnienie uśmiechu. Miał miętowy smak, który dla mnie był jednak zbyt delikatny. płyn okazał się również niezbyt wydajny. Nie kupię go, gdyż można znaleźć coś lepszego za mniejsze pieniądze. 
  • Rebi-Dental, Herbal, ziołowa pasta do zębów - pojemność: 100 g. Taniutka pasta zakupiona w Kauflandzie pod wpływem chwili. Potrzebowałam czegoś ziołowego po tym, gdy moje zęby były podrażnione przez jedną z past Colgate. Dobrze oczyszcza zęby i odświeża oddech. Zniwelowała moje podrażnienia i nie wywołała nowych. Dobrze się pieniła i była wydajna.
  • Carea, płatki kosmetyczne - 120 sztuk. Tak jak uwielbiam niebieską wersję biedronkowych wacików, tak ta fioletowa nie nadaje się nawet do "czterech liter". Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo ze zużytej paczki płatków. 
  • Maść nagietkowa - pojemność: g. Świetny apteczny produkt za niewielkie pieniądze. Radzi sobie z wszelkimi podrażnieniami, skaleczeniami i ranami. W znacznym stopniu przyśpiesza proces ich gojenia. 
  • Puma, Puma Woman - pojemność: 20 ml. Bardzo przyjemny, delikatny, nieco sportowy zapach. Nadawał się zarówno na cieplejsze, jak i chłodniejsze dni. Był bardzo trwały i wydajny. Z tego co się orientuję został jednak wycofany ze sprzedaży. 
  • Bell, Milky Shake, błyszczyk do ust - pojemność: 5,5 g. Produkt ten jest dla mnie małą zagadką. Wprawdzie kupiłam go dawno temu to nie używałam zbyt często a szybko się skończył. Wprawdzie w opakowaniu widać jeszcze część produktu to nie da się go już wygrzebać. Delikatny odcień nude był słabo widoczny na ustach. Stosowałam go głównie na pomadkę, aby nadać ustom efekt tafli. Trochę się kleił i nie był wytrzymały. Pędzelek dość precyzyjny, ale zaczął się rozczepiać. 
Miałyście któryś z omówionych produktów? Chętnie dowiem się również jak Wam wyszło zużywanie produktów w lutym :)

Iwona

5 komentarzy:

  1. Płyn do płukania Oral B i ja zużyłam w lutym :) Ja wyczuwam w nim nutę cynamonu i nie bardzo mi się to podoba ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja na podrażnienia stosuję maści z witaminą A :) o maści nagietkowej jeszcze nie słyszałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maść z witaminą A również stosuję, ale głównie w celu nawilżenia i natłuszczenia skóry. Nagietkowa działa bardziej regenerująco na rany, przecięcia itd :)

      Usuń
  3. Znam między innymi maść nagietkowa. Uwielbiam ten produkt w awaryjnych sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam nic z Twoich kosmetyków :)) Niby zainteresował mnie ten krem do ciała z Alverde, ale sobie jednak uświadomiłam, że wszystkie kosmetyki z tej marki specyficznie pachną i chyba bym się nie zdecydowała na niego ;))

    OdpowiedzUsuń

Komentując przyczyniasz się do uśmiechu na mojej twarzy :) Pamiętaj - szczęście dane innym wraca do nas podwójnie! :)
Szanuj moją osobę i nie zostawiaj linków! Komentarze to nie miejsce na reklamę! Znajdę Cię i bez tego.
Na blogu obowiązuje Polityka Prywatności. Zapoznasz się z nią w zakładce po prawej stronie.