Też mieliście różne "fazy" kosmetyczne? Kiedyś tonęłam w błyszczykach, a potem nie wyobrażałam sobie funkcjonowania bez pomalowanych paznokci. Teraz zaś żaden mój makijaż nie może się obejść bez podkreślonych rzęs. W związku z tym moja szufladka wypełniona jest różnymi tuszami. Obecnie stosuję dwa, ale w dzisiejszej notce chciałabym się skupić na omówieniu maskary "Grand Couture Spactacular Lashes" marki Eveline. Ciekawi efektów jakie daje? Zostańcie ze mną :)
Zdaniem producenta:
Spektakularna objętość dzięki formule tuszu, który precyzyjnie otula każdą rzęsę warstwą lśniącej czerni.
Receptura została wzbogacona o naturalne woski, które są odporne na działanie wysokich temperatur, przedłużają trwałość makijażu i przeciwdziałają kruszeniu się tuszu. Zjawiskowe spojrzenie przez długie godziny - gwarantowane.
Innowacyjna silikonowa szczoteczka Flexy Brushtm gwarantuje spektakularne pogrubienie rzęs do 200%.
Pojemność: 10 ml
Cena: ok. 19 zł
Moja opinia:
Produkt zamknięty jest z czarnym eleganckim opakowaniu ze złotymi napisami.
Ma niewielką, silikonową szczoteczkę z krótkimi włoskami.
Po otwarciu zauważyłam, iż konsystencja nie jest tak rzadka jak w przypadku innych tuszy. Jednak maskary Eveline zawsze szybko mi wysychają i tutaj jest podobnie.
Ze względu na specyfikę szczoteczki, aplikacja produktu nie należy do skomplikowanych. Można nią łatwo operować i dotrzeć do wszystkich włosków.
Wspomniałam Wam niedawno, że po kuracji serum Inveo moje rzęsy stały się znacznie dłuższe. Tusz ten jeszcze bardziej potęguje ten efekt. Do tego widocznie je pogrubia. Pozostawia jednak na końcach male grudki, które rozczesuję zawsze osobnym grzebykiem.
Warto dodać, iż maskara nie odbija się na powiekach. Niemniej jednak nałożona rano, w połowie dnia zaczyna się kruszyć i osypywać. Trzeba mieć ten aspekt na uwadze, aby nie straszyć ludzi "efektem pandy" ;)
Plusem jest fakt, iż tusz nie podrażnia ani nie uczula. Do tego nie ma większych problemów z jego zmyciem.
Wprawdzie większość obietnic producenta w moim przypadku się nie sprawdza to jednak maskara nie należy do bubli. Myślę, iż nada się dla osób, które nie wymagają trwałego i spektakularnego efektu. Nie posłuży nam też zbyt długo, więc jest dobrą opcją dla dziewczyn lubiących testować nowe kosmetyki i eksperymentować z makijażem.
Produkt zamknięty jest z czarnym eleganckim opakowaniu ze złotymi napisami.
Ma niewielką, silikonową szczoteczkę z krótkimi włoskami.
Po otwarciu zauważyłam, iż konsystencja nie jest tak rzadka jak w przypadku innych tuszy. Jednak maskary Eveline zawsze szybko mi wysychają i tutaj jest podobnie.
Ze względu na specyfikę szczoteczki, aplikacja produktu nie należy do skomplikowanych. Można nią łatwo operować i dotrzeć do wszystkich włosków.
Wspomniałam Wam niedawno, że po kuracji serum Inveo moje rzęsy stały się znacznie dłuższe. Tusz ten jeszcze bardziej potęguje ten efekt. Do tego widocznie je pogrubia. Pozostawia jednak na końcach male grudki, które rozczesuję zawsze osobnym grzebykiem.
Warto dodać, iż maskara nie odbija się na powiekach. Niemniej jednak nałożona rano, w połowie dnia zaczyna się kruszyć i osypywać. Trzeba mieć ten aspekt na uwadze, aby nie straszyć ludzi "efektem pandy" ;)
Plusem jest fakt, iż tusz nie podrażnia ani nie uczula. Do tego nie ma większych problemów z jego zmyciem.
Wprawdzie większość obietnic producenta w moim przypadku się nie sprawdza to jednak maskara nie należy do bubli. Myślę, iż nada się dla osób, które nie wymagają trwałego i spektakularnego efektu. Nie posłuży nam też zbyt długo, więc jest dobrą opcją dla dziewczyn lubiących testować nowe kosmetyki i eksperymentować z makijażem.
Miałyście styczność z tym tuszem marki Eveline? Może macie inne ulubione maskary tej marki? :)
Iwona
Ja nam tylko 1 tusz :p Tego nie znam i raczej nie wytestuję :p
OdpowiedzUsuńObecnie nie mam chyba żadnej fazy kosmetycznej, ale paznokcie od poniedziałku do piątku mam zawsze pomalowane :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie pokazałaś na oku :]
OdpowiedzUsuńNiestety mój aparat nie jest w stanie ogarnąć takich zdjęć, więc wolę tylko opisać działanie niż dać przekłamany efekt :)
UsuńTeż mam takie fazy :) Obecnie na brązery i rozświetlacze. A tuszu nie znam, ale szczoteczka zdecydowanie nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńLubię takie szczoteczki :)) Buziak Kochana :*
OdpowiedzUsuńFaza kosmetyczna - hmm nieprzerwanie lakiery do paznokci, ale na razie zdrowy rozsądek dochodzi do głowy i od pewnego czasu żadnego nowego nie kupiłam.
OdpowiedzUsuńNie znam tego tuszu, silikonowe szczoteczki jakoś do mnie nie trafiają, wiec nie kusi mnie.
szkoda, że efektu nie pokazałaś :(
OdpowiedzUsuńTeraz korzystam z tego tuszu i mi się nie osypuje jakoś :D
OdpowiedzUsuńNie miałam jej, ale fakt, szkoda, że nie pokazałaś jak prezentuje się na rzęsach ;)
OdpowiedzUsuńRaczej się na nią nie skuszę ;/
OdpowiedzUsuńEfekt na rzęskach by się przydał, ale skoro się sypie i robi pandę, to na niego uwagi nie zwrócę ;) poza tym mam dość spory zapas tuszy ;))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie pokazałaś na rzęsach:(
OdpowiedzUsuńmiałam go, ale podarowałam koleżance - mam za duże zapasy ;)
OdpowiedzUsuńKoleżanka mi polecała inny tusz tej marki, więc jestem ich ciekawa ;)
OdpowiedzUsuń