Z racji tego, iż moje masło do ciała z Isany sięga dna, postanowiłam napisać swoją krótką recenzję na jego temat.
Produkt ten był wychwalany przez wiele dziewczyn na Wizażu. Wiele pozytywnych opinii oraz niska cena sprawiły, że również się na niego skusiłam. Byłam do niego bardzo pozytywnie nastawiona, lecz po kilka użyciach stwierdziłam, że spodziewałam się po nim nieco więcej.
Ale do rzeczy...
Jak wiele z Was wie, kosmetyk ten ma pojemność 200
ml i kosztuje niespełna 5 złotych. Jest edycją limitowaną na zimę, jednak wydaje mi się, że można go dostać jeszcze w Rossmannie.
Producent obiecuje, iż masło do ciała Isana z masłem shea, olejem z orzecha włoskiego i białkami mleka dostarcza skórze bogatej pielęgnacji, która sprawia, że staje się ona odczuwalnie delikatna i sprężysta. Dodatkowo gliceryna i wosk pszczeli czynią skórę gładką i zadbaną.
Moja skóra nie wymaga jakiegoś specjalnego nawilżenia, jednak ten produkt nie dość, że nie nawilżył jej ani trochę, to miałam uczucie szorstkości. Nie ma tutaj mowy o delikatności, sprężystości czy gładkości. Masełku nie można odmówić ładnego zapachu, który utrzymuje się na skórze cały dzień (bądź noc, w zależności od pory zastosowania :) ). Konsystencją przypomina prawdziwe masło, co również należy do zalet. Muszę jednak zaznaczyć, iż często mam problemy z roztarciem produktu, przez co nie jest on zbyt wydajny.
Biorąc pod uwagę cenę, warto go wypróbować. Może akurat okaże się, że Wam bardzo odpowiada. Ja nie kupię drugiego opakowania ze względu na słabe działanie nawilżające oraz fakt, że robi się coraz cieplej i masełko będzie zbyt treściwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując przyczyniasz się do uśmiechu na mojej twarzy :) Pamiętaj - szczęście dane innym wraca do nas podwójnie! :)
Szanuj moją osobę i nie zostawiaj linków! Komentarze to nie miejsce na reklamę! Znajdę Cię i bez tego.
Na blogu obowiązuje Polityka Prywatności. Zapoznasz się z nią w zakładce po prawej stronie.