czwartek, 30 czerwca 2016

Projekt denko - czerwiec.

Cześć :)

Ogarniacie fakt, że za sześć miesięcy będziemy się przygotowywać do powitania 2017 roku? Nowy Rok dla wielu z nas jest czasem zmian. Na szczęście dla innych każda pora jest dobra, aby wprowadzić nieco świeżości. Z zamiarem 'odpicowania' bloga nosiłam się już trochę czasu, ale w końcu się zawzięłam i oto, w połowie roku, przedstawiam jego nową odsłonę. Dajcie koniecznie znać czy Wam się podoba, czy może jednak powrócić do poprzedniej wersji. Wszelkie sugestie i porady jak najbardziej mile widziane :) Planuję także zmienić styl przedstawiania produktów, ale o tym przekonacie się w kolejnych wpisach :)

Skoro już przychodzi nam pożegnać czerwiec to należy przedstawić produkty, które udało mi się w tym miesiącu zużyć. Swoją drogą ciekawi mnie, kto jako pierwszy zorientuje się czego tutaj brakuje :D

"Pina Colada" w pielęgnacji ciała.

Hejka :)

O tym, że pałam miłością wielką do wszystkie co kokosowe mogliście się wielokrotnie przekonać. Z tego też względu na mojej twarzy pojawił się wielki banan, gdy w paczce od portalu zBLOGowani znalazłam duet marki Perfecta - masło do ciała i peeling - w wersji "Pina Colada". Czy zawartość radośnie wyglądających opakowań sprostała moim oczekiwaniom zapachowym i pielęgnującym? Zapraszam do zapoznania się z ogólnymi informacjami, a następnie zbiorczą recenzją :)

Zgarnij paczkę-niespodziankę!

Waaakaaacjeee! :D

Oczywiście kto je ma ten ma... Nie wszyscy mogą cieszyć się tym faktem. Niemniej jednak każda okazja jest dobra jeśli chodzi o miłe niespodzianki :) Z tego też względu postanowiłam zorganizować na blogu małe rozdanie. Pomyślałam jednak, że przygotuję je w nieco innej formie i nie wymienię co jest do wygrania. Napomknę tylko, że zwycięzca znajdzie coś zarówno z produktów do makijażu jak i podchodzących pod pielęgnację. Oczywiście są one nowe, przeze mnie nie otwierane i mają ważną datę przydatności. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które chętnie wezmę udział w takiej formie zabawy :)

Kosmetyki E Style: paletka do brwi oraz lakier do paznokci.

Cześć :)

Niedawno udało mi się nawiązać współpracę z firmą Chris Cosmetics, która wprowadziła na polski rynek kosmetyki marki E Style. Z tego też względu mam możliwość testowania kilku ciekawych produktów, a dwa z nich chciałabym Wam dzisiaj przedstawić. Paletkę do brwi wybrałam sama, natomiast lakier był miłą niespodzianką :) 

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Współpraca z biogo.pl.

Witajcie :)

Miło mi poinformować, że mam przyjemność rozpocząć współpracę z internetowym sklepem Biogo.pl. Oferuje on zdrową, ekologiczną żywność odpowiednią dla wegan oraz osób ograniczających spożycie glutenu. Zresztą asortyment najlepiej przedstawi sama firma, która głosi iż:

"(...) eko sklep poleca produkty z certyfikowanych upraw ekologicznych. Ten asortyment daje Wam pewność, że przyrządzacie posiłki pełnowartościowe, odżywcze i zdrowe. W rolnictwie ekologicznym nie stosuje się pestycydów, ani chemicznych nawozów. Ponadto wszelkie produkty znakowane jako BIO nie zawierają konserwantów, sztucznych barwników, antybiotyków, spulchniaczy czy wzmacniaczy smaku. Jeżeli celem Twoich poszukiwań jest sklep ze zdrową żywnością bezglutenową – dobrze trafiłeś. U nas znajdziesz szeroki wybór produktów dla osób nietolerujących glutenu, m.in. amarantus ekspandowany, makaron z ryżu brązowego, płatki jaglane i wiele innych."

sobota, 25 czerwca 2016

Nivea, Creme Care, krem do oczyszczania twarzy.

Cześć :)

Pewnie zauważyliście, że ostatnimi czasy oczyszczanie twarzy 'sponsorowane' jest przez markę Nivea. Na blogach co rusz spotkać można się z opiniami na temat płynu micelarnego bądź kremu do oczyszczania. Właśnie ten drugi produkt, dzięki kampanii prowadzonej przez BLOGrecommend, jest obecnie częścią mojej pielęgnacji. Dostępne recenzje są skrajne - od zachwytów po całkowite rozczarowanie. Wiecie, że ubóstwiam uniwersalny krem tej firmy, więc z tą nowością wiązałam spore nadzieje. Jakie zatem działanie wykazuje na mojej skórze? O tym w dzisiejszym wpisie :)

wtorek, 21 czerwca 2016

Młoda kapusta z kalarepą.

Hej :)

O zaletach odżywczych kapusty pisałam w tym wpisie, więc raczej nikogo nie trzeba zachęcać do jej jedzenia. Do tego jest nie tylko zdrowa, ale i pyszna. Zwłaszcza ta młoda - delikatna, krucha i bardzo słodka.

Wiele osób warzywo to utożsamia z wersją gotowaną z marchewką bądź zasmażaną. Odkąd jednak zrobiłam spontaniczną wersję z kalarepą nie ma dnia, żebym jej nie zajadała. Nawet moja mamcia stwierdziła, że w tym sezonie zjadłam więcej młodej kapusty niż przez całe swoje dotychczasowe życie :D Przepis nie jest skomplikowany ani wymyślny, ale może dla kogoś będzie stanowić coś nowego i ciekawego :)

piątek, 17 czerwca 2016

Pachnąco z firmą Bispol - podgrzewacze.

Witajcie :)

Zapewne nie będę odkrywcza twierdząc, że podobnie jak wielu z Was, uwielbiam gdy wokół mnie unosi się przyjemny aromat. Z tego też względu lubię wszelkiego rodzaju świeczki zapachowe, kadzidełka czy olejki eteryczne. O tych ostatnich pojawił się nawet oddzielny wpis. Na blogach najczęściej można się zetknąć z marką Yankee Candle (z którą nie miałam jeszcze przyjemności się zapoznać), więc podzielę się swoimi uwagami dotyczącymi świeczek firmy Bispol. W otrzymanej od producenta paczce znalazłam masę zapachowych wspaniałości, więc ich przedstawienie podzielę na dwie części. Dzisiaj skupię się na podgrzewaczach.

Wersje zapachowe dostępne po 6 sztuk znajdują się w papierowych kartonikach o estetycznych, kolorowych szatach graficznych, Opcja z 18 sztukami zapakowane są w przezroczystej folii i przyznam, że akurat ta opcja nie należy do moich ulubionych. Folia rozrywa się, przez co świeczki z niej wypadają. Najlepiej je przełożyć, aby się nam nie pałętały.

Przejdźmy do omówienia zapachów


Cukierek - kojarzycie z dzieciństwa pudrowe cukierki, które można było kupić w różnych wersjach kolorystycznych i kształtach? Tutaj otrzymujemy właśnie ich odzwierciedlenie. Zapach jest słodki, ale przejawia się również nieco cytrusowa i orzeźwiająca nuta;


Wanilia - zawsze mam obawy przed tym aromatem, gdyż lubi mnie mdlić. Tutaj jednak nic takiego nie ma miejsca, gdyż podczas palenia nie jest tak intensywny jak w opakowaniu;


Truskawka - niestety świeżych truskawek ze świecą tutaj szukać... Jest nieco chemiczny, ale przy tym ma w sobie sporo słodyczy;


Liść banana - wersja, która na pierwszy rzut oka najmniej mnie zaciekawiła, okazała się moim odkryciem łączącym w sobie przeciwieństwa. Zapach jest zarówno słodki, jak i orzeźwiający. Raz kojarzy mi się z soczystymi bananami, aby po chwili przywołać obraz tych zielonych i niedojrzałych. Tak czy siak, od razu mam ochotę wyskoczyć do kuchni i upiec chlebek bananowy :D 

Już po chwili od zapalenia podgrzewacze dają wyrazisty zapach wyczuwalny w całym mieszkaniu. Z tego też względu szybko je gaszę, aby aromat nie zaczął być drażniący, nużący czy wręcz mdlący. Nie ma w tym jednak negatywnego wydźwięku - co to, to nie. Wręcz przeciwnie, producent określa czas palenia na 3-4 godziny, ale wystarcza mi na dłużej. Co więcej, wosk po zgaszeniu równomiernie zastyga, przez co kolejne zapalenie nie sprawia trudności. Dodatkowo, po całkowitym wypaleniu knot jeszcze długo się świeci dając delikatny - ale jednak - zapach. Zauważyła to również moja Mamcia mówiąc "wosk się wypalił, a kikutek dalej świeci" :D
Dodatkowo podgrzewacze nie są drogie, gdyż można je nabyć m.in. w Hebe, Intermarche czy Kauflandzie już od ok. 3 zł.

Koniecznie napiszcie czy lubicie świeczki zapachowe i po jakie aromaty najchętniej sięgacie :) Może zaciekawiła Was któraś z zaprezentowanych przeze mnie wersji? :)

Iwona

wtorek, 14 czerwca 2016

Pielęgnacja stóp z marką Aris.

Witajcie :)

W poprzednich recenzjach przedstawiłam produkty do pielęgnacji twarzy, dziś zaś nie tylko zejdziemy nieco niżej, ale dosięgniemy podłoża :D Wspominałam już kiedyś, że zdarza mi się być na bakier z kosmetykami do pielęgnacji stóp. Niemniej jednak zbliża się lato i czas ponownej integracji z sandałami, japonkami i innymi odkrytymi butami. Warto więc szybciej zadbać o to, aby nasze stopy prezentowały się nienagannie. W dzisiejszym wpisie chciałabym zaprezentować Wam dwa produkty marki Aris, które mają mnie wspomóc w walce o piękne stopy. Czy wywiązują się ze swoich zadań?

Duża tarka do stóp


Zdaniem producenta:

Cena: 11 zł

Moja opinia:
Tarka jest długa, jednakże wygodny kształt sprawia, że dobrze leży w dłoni i wygodnie się nią operuje.
Jest dwustronna, a każda z części ma inną moc ścierania. Łagodniejszą stroną możemy wygładzić naskórek, zaś ostra gradacja posłuży nam do usunięcia stwardnień i zgrubień.
Przyznam, że na początku miałam obiekcje przed stosowaniem tarki zgodnie z sugestią producenta, czyli na sucho. Bałam się, że ostre drobinki najzwyczajniej w świecie pokaleczą moje stopy. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca. 
Największe stwardnienia mam na piętach oraz podbiciu przez co przy pierwszych zabiegach wykorzystałam mocniejszą stronę. Efekty przyszły na tyle szybko, że do obecnego stosowania 2 razy w tygodniu wystarczy mi łagodniejsza część. 
Newralgiczne punkty moich stóp stały się znacznie delikatniejsze i gładsze. Podczas dotykania nie odczuwam już tak dużej szorstkości jak miało to dotychczas miejsce. 
Zaletą jest to, że tarkę można myć zarówno na sucho jak i pod bieżącą wodą.

Zmiękczający krem z szałwią lekarską



Zdaniem producenta:

Skład:

Pojemność: 150 ml

Cena: 12 zł

Moja opinia:
Krem zamknięty jest w butelce z miękkiego plastiku, którą będzie można łatwo rozciąć wydobywając go do końca. Ma większą pojemność, aniżeli większość dostępnych na drogeryjnych półkach kosmetyków tego typu. 
Ma charakterystyczny zapach łączący w sobie zioła i mentol. 
Konsystencja jest niezwykle lekka. Miałam już kilka produktów, które szybko się wchłaniały, ale ten bije je na głowę. Przyznam, że motywuje mnie to do częstszych aplikacji. 
Dobrego zdania nie mogę jednak wyrazić o składzie, gdyż zawiera zarówno olej mineralny jak i parabeny, zaś wartościowe substancje znajdują się w połowie listy. 
Przejdźmy do kluczowej sprawy, czyli działania. Od razu zaznaczę, że mam co do niego mieszane uczucia, gdyż krem spisuje się w dwojaki sposób.
Aplikowany systematycznie 2 razy dziennie pozostawia stopy delikatnie nawilżone, ale efekt jest krótkotrwały. Już po chwili zaczynam mieć wątpliwości, czy abym na pewno go nałożyła.
Inna sprawa ma się w przypadku stosowania produktu zaraz po wykorzystaniu omówionej wyżej tarki. Wówczas preparat świetnie wnika w głąb wypeelingowanych stóp nadając im dodatkowej gładkości i odżywienia. Stopy są miłe w dotyku i wyglądają "świeżo". 
Jak możecie zauważyć, w moim przypadku krem świetnie sprawdza się w duecie z tarką. Jako samodzielny produkt do codziennego stosowania jest niestety zbyt słaby i krótko działający. Nie widzę przy tym potrzeby i sensu codziennego peelingowania stóp przy pomocy mechanicznego przyrządu, niemniej jednak oba te produkty będą teraz częścią mojej pielęgnacji.

Dajcie znać czy zetknęliście się z produktami marki Aris i jakie są Wasze ewentualne wrażenia. Macie swoje sprawdzone sposoby na ładny wygląd stóp? :)

Iwona

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Lirene, wygładzający krem normalizujący sebum.

Cześć :)

Ostatnia umieszczona tutaj recenzja dotyczyła produktu do oczyszczenia twarzy. Chcąc pozostać w sferze pielęgnacji tej części ciała przedstawię Wam opinię związaną z działaniem kremu marki Lirene.

Jak niektórzy wiedzą, moja cera należy do mieszanej z tendencją do niedoskonałości. Przez to też często zmagam się z jej nadmiernym błyszczeniem. Ucieszyłam się zatem, gdy portal Trusted Cosmetics umożliwił mi przetestowanie kremu normalizującego sebum przeznaczonego do stosowania na noc. Czy podołał moim oczekiwaniom?

Zdaniem producenta:

Skład:

Pojemność: 50 ml

Cena: ok. 20 zł


Moja opinia:
Krem zamknięty jest w plastikowym, aczkolwiek elegancko prezentującym się opakowaniu. Szata graficzna utrzymana jest w prostej tonacji i zawiera najważniejsze informacje o produkcie.
W zapachu wyczuwam kwiatowe aromaty, aczkolwiek dla mnie mógłby być mniej intensywny.
Jak to bywa z wieloma drogeryjnymi produktami, skład jest przeciętny. Wartościowe substancje znajdują się w połowie listy, a producent nie ustrzegł się parabenu.
Krem ma jasnoróżowe zabarwienie. Delikatna i lekka konsystencja sprawia, że szybko się wchłania. Po pierwszych aplikacjach skóra nieznacznie się świeciła, ale każde kolejne stosowanie niwelowało ten dyskomfort. Można więc zgodzić się z producentem, że produkt reguluje pracę gruczołów łojowych. 


Myślałam, że powyżej przedstawiony efekt będzie się wiązał z większym zmatowieniem, a także ściągnięciem skóry. Nic bardziej mylnego - jest odpowiednio nawilżona, a przez to także gładka i miękka w dotyku.
Kosmetyk nie spowodował zapychania ani dodatkowych niedoskonałości. Co więcej, odkąd go używam nie pojawia się tak wiele zmian o charakterze zapalnym.
Ciężko mi jednak ocenić działanie regenerujące i odbudowujące skórę. Patrząc rano w lustro nie widzę aż tak wielkiej różnicy w jej blasku czy piękniejszym wyglądzie, abym stanęła i powiedziała "WOW!". 
Niemniej jednak jestem zadowolona z ogólnego działania preparatu. Wywiązał się z tych założeń producenta, na których najbardziej mi zależało.

Czujecie potrzebę sięgania po kosmetyk regulujący wydzielanie sebum czy nie macie problemów z tą przypadłością? Napiszcie jakie produkty goszczą w waszej wieczornej pielęgnacji :)

Iwona

sobota, 11 czerwca 2016

Porcja Zdrowia: poleje oleje!

Cześć :)

Tłuszcz, podobnie jak białko czy węglowodany, jest niezbędny w diecie każdego człowieka. Nie możemy jednak zapominać, że produkt produktowi nierówny i to co jest niezbędne nie zawsze jest wartościowe. Od pokoleń w naszych kuchniach dominowało masło, jednakże przemysł przyczynił się do powstawania coraz większej ilości "miksów-śmiksów". Na sklepowych półkach możemy znaleźć nie tylko produkty w formie stałej, ale również płynnej, do której należą oleje. Są wyjątkowe, gdyż powstają z roślin, dzięki czemu zawierają znacznie mniejsze ilości nasyconych kwasów tłuszczowych aniżeli tłuszcze pochodzenia zwierzęcego. W polskich kuchniach prym wiedzie poczciwy olej rzepakowy, jednakże rynek oferuje znacznie szerszą ofertę. Każdy z nich ma inne wartości i różni się zastosowaniem. Dzisiaj chciałabym krótko przybliżyć zalety najbardziej popularnych olejów i zachęcić Was do ich stosowania :)

Olej rzepakowy:

  • ze względu na optymalny stosunek kwasów omega-6 i omega-3 uważany jest za jeden z najcenniejszych olejów;
  • jest odporny na wysoką temperaturę, więc nadaje się nie tylko do dań na zimno, ale również do smażenia;
  • wspomaga układ krążenia oraz pomaga zachować prawidłowy poziom cholesterolu we krwi;
  • zawarte z nim kwasy omega-3 przyczyniają się również do rozkurczu tętnic, działają przeciwzakrzepowo oraz redukują ryzyko zachorowań na nowotwory i cukrzycę typu II.
Olej słonecznikowy:

  • wśród olejów jest najbogatszym źródłem witaminy E, karotenu i lecytyny;
  • zawiera witaminę A, B, B6, D, PP oraz składniki mineralne;
  • nie można podgrzewać go powyżej 100 stopni Celsjusza, więc nadaje się jedynie do spożywania na zimno;
  • obniża poziom złego cholesterolu zmniejszając ryzyko miażdżycy i zawału serca;
  • wpływa korzystanie na pracę układu krążenia;
  • wspomaga odporność organizmu;
  • zwalcza wolne rodniki odpowiedzialne za starzenie się skóry;
  • nadaje się do kuracji polegających na ssaniu oleju, dzięki czemu radzi sobie z takimi przypadłościami jak chociażby bóle głowy, gardła i zębów, zapalenie migdałków, katar, trądzik, egzema, choroby jelit, choroby układu nerwowego.
Oliwa z oliwek:

  • zawiera oleuropeinę oraz oleokantal, czyli związki fenolowe uznawane za naturalne antyoksydanty;
  • jest źródłem witaminy A, C, witamin z grupy B oraz potasu, magnezu i fosforu;
  • obniża poziom złego cholesterolu oraz zbyt wysokie ciśnienie;
  • wpływa korzystanie na układ odpornościowy, sercowy oraz nerwowy;
  • łagodzi podrażnienia, radzi sobie z niedoskonałościami i zmianami skórnymi;
  • stosowana jest w walce z cellulitem i rozstępami.
Olej lniany:

  • jest jednym z największych źródeł cennych kwasów omega-3;
  • nie nadaje się do obróbki cieplnej, zaś najlepiej łączyć go z produktami wysokobiałkowymi;
  • zmniejsza ryzyko zachorowań na nowotwory, miażdżycę i nadciśnienie;
  • ma pozytywny wpływ na układ nerwowy pomagając przy takich schorzeniach jak depresja, stwardnienie rozsiane a nawet choroba Alzheimera;
  • wspomaga odporność organizmu;
  • reguluje przemianę materii;
  • korzystnie wpływa na stan skóry, włosów i paznokci.
Olej dyniowy:

  • jest źródłem 
  • witaminy A, E, C i D, witamin z grupy B oraz potasu, selenu i cynku;
  • stosowany jest wyłącznie do potraw na zimno;
  • znajduje zastosowanie w kosmetyce poprzez nawilżanie skóry, nadanie jej blasku i zdrowego kolorytu a także wspomaga walkę z rozstępami;
  • ma pozytywny wpływ na układ moczowy;
  • wspomaga układ nerwowy, poprawia pamięć i koncentrację;
  • przyczynia się do usuwania toksyn z organizmu.
Olej rydzowy (z lnianki):

  • w 90% składa się z nienasyconych kwasów tłuszczowych;
  • nadaje się jedynie do spożywania na zimno;
  • jest źródłem witaminy A oraz witamin z grupy B a także witaminy E zwalczającej wolne rodniki;
  • obniża poziom złego cholesterolu;
  • przyspiesza gojenie się ran, leczy takie choroby skóry jak trądzik czy łuszczyca;
  • nadaje się do pielęgnacji delikatnej i wrażliwej skóry dziecka
Olej kokosowy:

  • chociaż w głównej mierze składa się z nasyconych kwasów tłuszczowych jest źródłem kwasu laurynowego - takiego samego jak w mleku matki
  • jest odporny na działanie wysokiej temperatury, więc świetnie nadaje się do smażenia czy pieczenia;
  • zawiera witaminę B2, B6, C i E oraz takie składniki mineralne jak potas, żelazo, fosfor, wapń, magnez, jod;
  • jest jedynym tłuszczem, który nie powoduje przyrostu tkanki tłuszczowej;
  • wspomaga układ sercowo-naczyniowy i zapobiega chorobom układu krążenia;
  • ma działanie antybakteryjne, zwalcza wirusy i grzyby;
  • nawilża, wygładza i odżywia skórę oraz włosy;
  • zawiera związki pozwalające wybielić zęby.

Pamiętajmy jednak, żeby bez względu na rodzaj oleju wybierać te nierafinowane. Nie są one poddawane obróbce chemicznej, więc zachowują wszystkie swoje dobroczynne wartości. Warto dodawać je do wszelkich potraw na zimno. Oleje rafinowane wybierajmy zaś do dań smażonych czy pieczonych.

Korzystanie w swojej kuchni z tłuszczów roślinnych? Które z nich są Waszymi ulubionymi?

Iwona

środa, 8 czerwca 2016

Green Pharmacy, delikatny żel do mycia twarzy.

Hej :)

O tym, że demakijaż jest niezbędną częścią pielęgnacji wie chyba każda z nas. Od jakiegoś czasu popularnością cieszą się produkty micelarne, które zarazem oczyszczają naszą twarz oraz oczy, a także tonizują. Wiecie jednak, że jestem zwolenniczką tradycyjnego zmywania przy pomocy żelu i wody, a następnie korzystania z toniku.

Jakiś czas temu przedstawiłam Wam działanie żelu Ziaji, który nadal towarzyszy mi w wieczornej pielęgnacji. Jednakże podczas promocji w Naturze, zachęcona ceną i chęcią przetestowania czegoś nowego, kupiłam żel marki Green Pharmacy do cery suchej i wrażliwej. Wprawdzie moja jest mieszana, ale nie chciałam wprowadzać kolejnego produktu mogącego ją przesuszyć. Czy żałuję eksperymentu? O tym poniżej :)

Zdaniem producenta:

Skład:

Pojemność: 270 ml

Cena: ok. 7 zł

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w plastikowej butelce o niestandardowej pojemności 270 ml. Posiada dozownik w postaci pompki, która nie zacina się i pozwala na higieniczną aplikację. 
Kosmetyk ma postać przezroczystego, dość gęstego żelu który nie przelewa się z rąk. 
Żel nie zawiera mydła, ale obecność SLS sprawia, że bardzo dobrze się pieni. Zazwyczaj do umycia całej twarzy wystarczy mi niepełna pompka. 
Zapach jest bardzo subtelny, z delikatnie ziołową nutą. 
Obecnie stosuję produkt tylko rano, jednak początkowo testowałam go również wieczorem chcąc sprawdzić, czy radzi sobie z makijażem. Okazało się, że nie ma z tym większych trudności. Bardzo dobrze oczyszcza twarz z zanieczyszczeń i kolorówki. 
Po aplikacji moja skóra nie jest ani nawilżona, ani przesuszona. Jedyny minus jaki zauważyłam to uczucie jej delikatnego ściągnięcia, stąd też niezbędne jest zastosowanie innego produktu pielęgnacyjnego. 
Preparat nie spowodował u mnie żadnego podrażnienia ani uczulenia, a miało to niegdyś miejsce w przypadku innego kosmetyku zawierającego aloes. Nie pojawiają się również dodatkowe niedoskonałości. Mam wręcz wrażenie, że lekko gasi i koi istniejące stany zapalne. 
Chociaż produkt nie ustrzegł się kilku mankamentów to i tak uważam go za bardzo przyjemne specyfik. Obecnie mam go jeszcze sporo a w zapasach czekają inne kosmetyki, ale z całą pewnością będę go miała w przyszłości na uwadze.

Jeśli miałyście styczność z tym produktem to koniecznie podzielcie się spostrzeżeniami na jego temat :) Chętnie dowiem się jakie kosmetyki do oczyszczania twarzy są Waszymi ulubieńcami :)

Iwona

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Sensique, Color, błyszczyk do ust nr 133 "Rave".

Witajcie :)

Bohatera dzisiejszego wpisu sygnalizowałam Wam już dwukrotnie, ale mam na jego temat tyle myśli, że ciężko było mi usiąść i zawrzeć je w jakiś ogarniętych słowach. Zawzięłam się jednak i oto przybywam przedstawić Wam błyszczyk firmy Sensique z serii Color.

Wspomnę jeszcze tylko, że jego nabycie było całkowitym spontanem. Zaczęłam rozglądać się za odważniejszymi kolorami produktów do ust i ten od razu wpadł mi w oko. Czy ta miłość od pierwszego wejrzenia ma szansę na długotrwały i szczęśliwy związek? Zapraszam do recenzji, gdyż naprawdę warto :)

Zdaniem producenta:
Błyszczyk do ust. Nawilża i pielęgnuje usta nadając im lśniący kolor. 

Pojemność: 7 ml

Cena: 8,99 zł

Moja opinia: 
Błyszczyk zamknięty jest w bardzo prostym opakowaniu z minimalistyczną szatą graficzną.
Ma tradycyjny aplikator, który umożliwia łatwe nakładanie produktu. 
Kosmetyk ma tak treściwą i gęstą konsystencję, że przypomina mi pomadkę w płynie. Jest świetnie napigmentowany i idealnie pokrywa usta bez żadnych smug.
Warto dodać, iż błyszczyk jest lepki, ale w żadnym razie nie skleja ust w niekomfortowy sposób.
Na uwagę zasługuje trwałość produktu. Nakładam go przed wyjściem z domu, a wracając nawet po dwóch godzinach wygląda niemal jak nienaruszony. 
Pomimo braku drobinek daje efekt lśniącej tafli. 
Dodatkowo ma bardzo przyjemny zapach przypominający landrynki. 
Nie wypowiem się odnośnie do nawilżenia i pielęgnacji ust, gdyż w tym celu stosuję pomadki ochronne. Nie chciałabym zatem przypisywać tego efektu konkretnego produktowi. 
Przejdźmy teraz do tego co uważam za najistotniejsze, czyli odcienia nr 133 o nazwie "Rave". Uważam, iż jest małym kameleonem. W opakowaniu wygląda na połączenie różu i fioletu, jednak w zależności od światła bardziej wpada w jeden z tych kolorów. Zauważyłam, iż przy nasłonecznieniu wygląda na jasny róż, w pomieszczeniu zaś jest intensywnym fioletem. Mam nadzieję, że poniższe zdjęcia chociaż po części oddają ten efekt. 


Bez wątpienia odcień jest jednym z odważniejszych, ale przy tym piękniejszych jakie posiadam. Moje zachwyty Was nie przekonują? Dodam więc, że zostałam zapytana na ulicy cóż takiego ładnego mam na ustach, a to chyba najlepsza rekomendacja :) Marka Sensique ma jeszcze inne ciekawe odcienie w swojej gamie kolorystycznej, więc na pewno każda z nas jest w stanie dobrać coś pod swoje upodobania :)
Już pierwsze zastosowanie dało mi nadzieję na bardzo dobry produkt. Jednak z każdą kolejną aplikacją jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że zobaczycie ten błyszczyk w ulubieńcach roku :)



Koniecznie napiszcie czy posiadacie błyszczyk z tej serii i czy podzielacie moje zachwyty :) Może moja opinia skusiła Was do zapoznania się z tymi produktami?

Na koniec prośba... Po raz pierwszy próbowałam zaprzyjaźnić się z moim aparatem robiąc swatche na ustach i nie do końca mam przekonanie czy zdjęcie jest udane. Napiszcie czy jesteście w stanie coś z nich odczytać i czy mają w ogóle sens. 

Iwona

sobota, 4 czerwca 2016

Kotlety z jajek.

Hej :)

W dzisiejszej notce chciałabym się z Wami podzielić prostym przepisem na kotlety.
Nie będą to jednak klasyczne schabowe, a bazujące na jajkach. Myślę, że mogą stanowić fajną opcję dla wegetarian oraz ciekawą odskocznię i urozmaicenie menu dla mięsożerców. Świetnie smakują na ciepło, np. z ziemniakami i warzywami. Mogą być również dobrą opcją na zimno, do zabrania chociażby do pracy. Dodam jeszcze, że kojarzą mi się z dzieciństwem przez co mam do nich wyjątkowy sentyment :) Chętnych zapraszam do zapoznania się z recepturą i jej wypróbowania :)

Składniki:
4 ugotowane jajka
1 surowe jajko
bułka (najlepiej czerstwa)
trochę mleka
sól, pieprz
bułka tarta
olej rzepakowy


Przygotowanie:
Bułkę moczymy w mleku, natomiast ugotowane jajka drobno siekamy bądź ścieramy na tarce o grubych oczkach.
Do miski dodajemy dobrze odciśniętą bułkę, ugotowane i surowe jajka oraz przyprawy. Całość dokładnie mieszamy.
Formujemy niewielkie kotlety, które obtaczamy w bułce tartej.
Na patelni rozgrzewamy olej rzepakowy. Smażymy kotlety z obu stron do momentu zarumienienia. 
Smacznego! 

Znacie i lubicie taki rodzaj kotletów? Może stanowią dla Was nowość i chętnie je przygotujecie? :)

Iwona

piątek, 3 czerwca 2016

"I love bronze" Perfecty - czyli jak lubić brąz bez chodzenia w stronę słońca.

Cześć :)

Zbliża się lato i wakacje, więc przed nami perspektywa wylęgiwania się na słońcu i nabieranie złocistego, a nawet brązowego odcienia skóry. 

Być może wspominałam Wam już, że mam bardzo jasną karnację, którą ciężko jest opalić. Poza tym tendencja do plam i znamion sprawia, że łapanie dużej ilości promieni słonecznych nie jest przyjemnością, na którą mogę sobie pozwolić. Na szczęście z pomocą osobom takim jak ja przychodzi rynek kosmetyczny oferując coraz to nowsze i ciekawsze produkty brązujące lub samoopalające. Jednym z nich jest olejkowy balsam brązujący marki Perfecta z serii "I love bronze", który otrzymałam w paczce z nowościami Dax Cosmetics. 

Zdaniem producenta:
Olejkowy balsam brązujący stopniowo i delikatnie nadaje jasnej skórze odcień naturalnej opalenizny. Nawilża i regeneruje skórę dbając o doskonały wygląd ciała. Pomaga ujędrniać, modelować i wyszczuplać sylwetkę. Lekka, łatwo rozprowadzająca się i doskonale wchłaniająca konsystencja balsamu nie pozostawia smug ani tłustego odczucia na skórze. Tropikalny, aromatyczny zapach brazylijskiej passiflory doskonale relaksuje zmysły pozostawiając przyjemny, orzeźwiający zapach na skórze.

Skład:
Aqua, Isopropyl Palmitate, Cetearyl Ethylhexanoate, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Dihydroxyacetone, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Cetearyl Alcohol, Theobroma Cacao Seed Butter, Caffeine, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Theobroma Grandiforum Seed Butter, Coffea Arabica Seed Extract, Spirulina Platentis Extract, Soy Isofavones, Carnitine, Polysorbate 80, Alcohol, Cetearyl Glucoside, Disodium EDTA, BHA, Ethylparaben, Methylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Linalool, Limonene, Parfum

Pojemność: 250 ml

Cena: ok. 15 zł

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w poręcznej butelce z dość twardego plastiku. To co od razu mnie w niej urzekło to szata graficzna. Nie wiem jak Wam, ale mi skojarzyła się ze wschodem
i klimatami rodem z Bollywood. 
Drugim aspektem godnym uwagi jest zapach kosmetyku - tropikalny, nieco orzeźwiający, z przebijającą się nutą słodkości. Dość długo utrzymuje się na skórze.
Balsam ma lekką i jedwabistą konsystencję. Bardzo przyjemnie rozprowadza się na skórze, szybko wchłania i nie pozostawia niekomfortowej powłoki.
Preparat ma białą barwę. Bałam się, że brak pigmentu sprawi, że nałożę go nierównomiernie ryzykując smugami czy plamami. Nic takiego nie ma jednak miejsca, ale dla bezpieczeństwa - w newralgicznych miejscach takich jak łokcie czy kolana - aplikuję go nieco mniej.
W składzie znajdziemy wartościowe składniki, jednakże w połowie listy. Na końcu dostrzeżemy dodatek parabenów. 
Prawdą jest, że balsam nawilża skórę pozostawiając ją wygładzoną i miękką w dotyku.
Nie zauważyłam żadnego efektu modelującego, ujędrniającego bądź wyszczuplającego sylwetkę. Nie oszukujmy się jednak, że sam balsam jest w stanie to zrobić. Zresztą nawet nie zależało mi na tym efekcie, wolałam bowiem skupić się na opaleniźnie.
Już po pierwszych aplikacjach zauważyłam, że skóra zaczęła wyglądać nieco inaczej. Była jakby bardziej błyszcząca i promienna. Efekty brązujące przyszły po tygodniu regularnego stosowania 2 razy dziennie. Skóra zaczęła nabierać zdrowego, lekko brązowego kolorytu bez jakichkolwiek domieszek pomarańczy.
Nie będę ukrywać, iż obecnie zaprzestałam stosowania tego produktu. Dlaczego? Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze, chciałabym zostawić go na czas stricte letni, aby bez wylęgiwania się na słońcu móc cieszyć się ciemniejszym kolorem skóry. Po drugie, mam kolejne ciekawe preparaty które tylko czekają na otwarcie i wyrażenie opinii dotyczących ich działania :)
Mam nadzieję, że zachęciłam Was do zapoznania się z nowością Perfecty. Myślę, iż naprawdę warto. Sama zaś zabieram się na kolejne nowości licząc na to, że okażą się pielęgnacyjnymi perełkami. Czekajcie na recenzje :)

Zdarza Wam się sięgać po produkty brązujące? Podzielcie się swoimi faworytami :)

Iwona

środa, 1 czerwca 2016

"Memory" Beaty Pawlikowskiej, czyli nauka przez zabawę.

Hej :)

Jakiś czas temu pokazywałam Wam propozycje na spędzenie wolnego czasu. Jeśli nie mieliście okazji zapoznać się z tym wpisem to zapraszam Was tutaj :) Jako że dzisiaj obchodzimy Dzień Dziecka pomyślałam, że połączę przyjemne z pożytecznym i przedstawię Wam propozycję, która może stanowić świetny prezent nie tylko dla najmłodszych. Dodatkowo miesiąc ten rozpoczyna sezon urlopów, więc czas ten można spożytkować na ciekawe gry, które nie tylko zajmą czas ale również mogą czegoś nauczyć. Z pomocą przychodzi znana podróżniczka Beata Pawlikowska i jej gry z serii "Memory", wśród których wyróżnić możemy cztery tytuły: "Cuda Świata", "Smaki Świata", "Owoce Świata" oraz "Język angielski".



W opakowaniu znajdziemy 24 pary kart. Zabawa polega na odsłonięciu dwóch kart - jeśli są identyczne wówczas zdejmujemy je ze stołu, a jeśli nie - odwracamy z powrotem. Celem rozgrywki jest zdjęcie wszystkich par wykonując jak najmniejszą liczbę prób.

Gry z serii "Memory" ćwiczą pamięć, spostrzegawczość, koncentrację oraz koordynację wzrokowo-ruchową. Uczą cierpliwości oraz zasad zdrowej rywalizacji. Dostosowane są dla dzieci od 3 roku życia.

To co urzekło mnie w grach to ich barwne i atrakcyjne ilustracje obrazujące podróże Beaty Pawlikowskiej. Dzięki nim możemy zapoznać się m.in. z niedostępnymi miejscami na Ziemi, egzotycznymi owocami i zwierzętami czy tradycyjnymi potrawami z różnych zakątków świata. Same karty są wykonane z grubej i twardej tektury, dzięki czemu są wytrzymałe.



Dziękuję wydawnictwu Edipresse Książki za udostępnienie mi dwóch egzemplarzy zaprezentowanych gier :)

Napiszcie czy lubicie gry edukacyjne i jakie należą do Waszych ulubieńców :)

Iwona