poniedziałek, 28 marca 2016

Gazetki przeglądamy -> trochę zdrowia i urody.

Hej :)

Sezon wiosenny można uznać za otwarty stąd też wiele z nas zacznie ponownie przywiązywać większą uwagę do zdrowego odżywiania oraz aktywności fizycznej. Z tego też powodu popularne markety wychodzą nam naprzeciw oferując potrzebne do tego celu artykuły. Dzisiaj chciałabym przybliżyć nieco nadchodzące akcje tematyczne.


Klasycznie rozpoczniemy od poczciwej Biedronki. Już dzisiaj, tj. 29.03 zaczyna obowiązywać gazetka "Wiesz, co jesz!". Znajdziemy w niej m.in. wiele rodzajów płatków śniadaniowych, kasz, roślin strączkowych oraz zdrowych przekąsek. Nie brakuje propozycji dla miłośników mięsa i ryb. Bezglutenowcy mogą zaopatrzyć się w makarony, pieczywo oraz pizzę. Biedronka pomyślała również o osobach nietolerujących laktozy.
Z całą ofertą możecie zapoznać się tutaj.


"Bądź w formie" - taka akcja tematyczna rozpoczyna się dzisiaj w Lidlu. Proponowana oferta zawiera m.in. produkty bio, nabiał z mleka koziego, musli oraz zdrowe przekąski. Dopełnieniem jest promocja -20% na świeże owoce. Jednak gazeta ta to nie tylko zdrowa żywność, ale również okazja do zadbania o aktywność fizyczną, gdyż nabyć możemy zarówno odzież jak i akcesoria rowerowe. Wszystkie niezbędne informacje odnajdziecie tutaj.


O nasze zdrowie chce zadbać również Carrefour. "Oblicze piękna" to oferta handlowa rozpoczynająca się 30.03. Podobnie jak poprzednie sklepy, oferuje nam kasze, płatki śniadaniowe, przekąski oraz produkty dla osób będących na diecie bezglutenowej. Jednak market ten zachęca także do zadbania o urodę poprzez bogactwo produktów kosmetycznych najbardziej znanych marek drogeryjnych. Zainteresowanych ofertą odsyłam tutaj.

Skusicie się na coś z obowiązujących promocji? Moja wizyta w Biedronce na pewno zaowocuje zakupem soczewicy, płatków owsianych oraz zapasu kaszy jaglanej :)

Iwona

sobota, 26 marca 2016

Czarno-biały sernik który miał być... chlebem.

Witooojcie :D

Od razu zaznaczę, że dzisiejszy wpis będzie troszkę dłuższy i zapewne chaotyczny, a wszystko po to, aby na koniec przedstawić przepis na sernik. Jeśli więc nie macie ochoty brnąć przez tę paplaninę to polecam od razu zjechać kursorem na sam dół. Mam jednak nadzieję, że znajdą się chętnie do przeczytania pewnej historyjki :)

Moja rodzinka pochodzi ze śląska przez co lubimy od czasu do czasu obejrzeć program "Rączka Gotuje" na regionalnym kanale "TV Silesia". Transmitowany jakiś czas temu odcinek nagrywany był w Młynie Złoty Kłos, w Wodzisławiu Śląskim. Przyznam, że nie miałam o nim pojęcia, więc z ciekawości przejrzałam asortyment. Nie byłabym sobą, gdyby nie zaciekawiły mnie mąki razowe, zwłaszcza że moje są na wykończeniu. Wiedziałam przy tym, że będę w tym mieście, więc napisałam maila z zapytaniem czy można kupić je na miejscu. W odpowiedzi zwrotnej otrzymałam nie tylko potrzebną informację, ale również propozycję współpracy :) Tak więc przez czysty przypadek stałam się posiadaczką 5 kilogramowego opakowania mąki pszennej graham praz kilograma mąki śląskiej będącej produktem regionalnym.

Za próbę wyhodowania własnego zakwasu zbierałam się od długiego czasu. Ciągle jednak miałam przed nim obawy przez co odkładałam ten moment "na jutro". Aż w końcu wstałam rano, wzięłam słoik i po prostu zabrałam się do roboty. Po dwóch dniach jego dokarmiania coś "ruszyło", więc nastawiłam się optymistycznie na wizję pysznego wypieku w sam raz na Wielkanoc. No niestety, radość była przedwczesna. Zakwas przestał rosnąć a po sześciu dniach pojawiła się pleśń. Plan wstawienia tutaj przepisu z wykorzystaniem otrzymanych mąk spalił więc na panewce. Jednak okazało się, że nie wszystko stracone. Moja rodzinka nie wyobraża sobie Świąt bez słodkości, stąd też mamcia postanowiła upiec sernik. Oczywiście nie muszę dodawać, że otrzymane produkty okazały się strzałem w dziesiątkę, dlatego dzielę się recepturą podkradzioną mamie.


Składniki na ciasto:
2 szklanki mąki pszennej (u nas śląska, typ 480)
szklanka mąki pszennej graham (typ 1850)
kostka margaryny
1/2 szklanki cukru
2 łyżki gorzkiego kakao
2 żółtka
1 jajko
1 cukier wanilinowy
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Składniki na masę serową:
1 kg tłustego twarogu
2 budynie waniliowe
8 jajek
3/4 kostki margaryny
1/5 szklanki cukru
1 cukier wanilinowy

Przygotowanie:
Wszystkie składniki na ciasto dokładnie ze sobą połączyć. 
Zagniecione ciasto wstawić na 10 minut do lodówki przygotowując w tym czasie masę serową.
Ser mielimy, a białka oddzielamy od żółtek. 
Biała ubijamy na sztywną pianę, żółtka zaś ucieramy z cukrem i margaryną na puszystą masę.
Do zmielonego sera dodajemy masę jajeczną, budynie oraz cukier waniliowy. Całość mieszamy mikserem.
Stopniowo dodajemy ubite białka i mieszamy łyżką.
Kakaowe ciasto dzielimy na dwie części. 
Jedną połowę skubiemy w kopczyki pokrywając nimi dno blachy wyłożonej papierem do pieczenia. Wylewamy na nie masę serową, którą pokrywamy drugą połową ciasta. 
Pieczemy w temperaturze 190 stopni przez około 60 minut.
Smacznego!

Jakie wypieki królują na Waszych Wielkanocnych stołach? :)

Pozwólcie również, że w tym miejscu złożę Wam życzenia zdrowych, radosnych 
oraz błogosławionych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! 

Iwona

czwartek, 24 marca 2016

Jaja jak... malowane.

Cześć :)

Wielkanoc za pasem a w mojej głowie przewija się uczona na studiach piosenka:

"Pisanki, pisanki, jajka malowane. 
Nie ma Wielkanocy bez barwnych pisanek (...)".

Pewnie większość z Was ma już przygotowane swoje dzieła sztuki. Jeśli jednak nadal nie macie pomysłu jak ubarwić jajka, przychodzę z garścią pomysłów na wykorzystanie naturalnych produktów :)

Zacznę od tego, iż wyróżnić możemy dwie metody barwienia jajek:

  • na zimno - w osobnym naczyniu przygotowujemy wywar, do którego zanurzamy ugotowane wcześniej jajka. Trzymamy je od kilkunastu minut do kilku godzin w zależności od intensywności barwy jaką chcemy uzyskać;
  • na gorąco - jajka gotujemy bezpośrednio z wybranymi barwnikami po czym przekładamy na kuchenny ręcznik i pozostawiamy do wyschnięcia.

Cebula - kolor bordowy
Dużą ilość łupin cebuli zalewamy litrem wody, dodajemy 3 łyżki octu i 3 łyżki soli. Gotujemy minimum 30 minut. Im dłuższy czas przygotowania tym intensywniejsza barwa. 

Kurkuma/curry - barwa żółta
3 łyżki kurkumy/curry zalewamy szklanką wody wraz z 3 łyżkami octu. Całość dokładnie mieszamy i zagotowujemy. 

Czerwona kapusta - kolor niebieski bądź różowy
Kilogram poszatkowanej kapusty gotujemy w 1,5 litrze wody z dodatkiem 3 łyżek soli. 
W tak przygotowanym wywarze moczymy jajka uzyskując niebieską barwę. Jeśli jednak chcemy uzyskać odcień różowy nasz wywar możemy "podrasować" poprzez dodanie 3 łyżek octu.

Buraki - odcień czerwieni
2-3 buraki zalewamy wodą, dodajemy 3 łyżki octu i gotujemy minimum 30 minut. Po tym czasie dodajemy jajka i gotujemy je na twardo dla uzyskania czerwonego koloru. Aby barwa była intensywniejsza warto pozostawić je w wywarze nawet na kilka godzin.

Kawa - barwa brązowa
Barwienie należy rozpocząć od przygotowania mocnej kawy. Następnie gotujemy jajka w naparze wraz z fusami.

Jakie są Wasze ulubione sposoby na dekorowanie pisanek? :)

Iwona

wtorek, 22 marca 2016

Sałatka makaronowa z warzywami i masłem orzechowym.

Cześć :)

Makaron... któż z nas go nie lubi? Jest łatwo dostępny i szybki w przygotowaniu. Często jednak podajemy go w wersji "bolognese" lub "carbonara" przez co w opinii niektórych nie zyskał miana wartościowego źródła węglowodanów. Uważam jednak że nic bardziej mylnego. Wystarczy że zaprzyjaźnimy się z tym pełnoziarnistym i wzbogacimy go odpowiednimi dodatkami, a może stanowić bardzo zdrowy i pożywny posiłek. Dziś zatem propozycja makaronu żytniego razowego, który otrzymałam od sklepu BIO-KRAINA.pl. Wzbogaciłam go warzywami oraz masłem orzechowym. W końcu zdrowo nie musi oznaczać jałowo i bez smaku :) Wiecie, że lubię uniwersalne posiłki, dlatego też sałatkę tę można zjeść zarówno na ciepło jak i zabrać na wynos :)

Składniki:
100 g brukselki
100 g kalafiora
2 łyżki masła orzechowego
łyżeczka słodkiej wędzonej papryki


Przygotowanie:
Makaron gotujemy al dente, zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
W osobnym garnku zagotowujemy wodę i gotujemy warzywa ok. 5-8 minut. Odcedzamy je i kroimy na mniejsze kawałki.
Odcedzony makaron mieszamy z warzywami oraz masłem orzechowym.
Całość przekładamy na talerz i posypujemy słodką wędzoną papryką.
Smacznego! 

Jakiego rodzaju makarony goszczą w Waszym jadłospisie? Macie swoje ulubione dodatki
z którymi lubicie je łączyć? :)

Iwona

niedziela, 20 marca 2016

Laura Conti, krem do rąk i paznokci "słodkie migdały".

Hej :)

Z racji tego, iż moje dłonie przeżywają ostatnio nieco gorszy czas, zużywanie kremów do rąk idzie mi z dużą łatwością. Dlatego też co chwilę w mojej pielęgnacji pojawia się coś nowego. Dziś chciałabym się z Wami podzielić spostrzeżeniami dotyczącymi kosmetyku marki Laura Conti. Firma ta ma w swojej ofercie produkty z różnych kategorii a ich cena jest bardzo zachęcająca. Czy jednak warto wydać na nie nawet te kilka złotych?

Zdaniem producenta:
Pielęgnacyjny krem do rąk i paznokci o lekkiej konsystencji,, idealnie wchłania się nie pozostawiając uczucia lepkości. Doskonały do codziennej pielęgnacji rąk oraz do zabiegu manicure. Skoncentrowane, aktywne składniki (olej rycynowy, olej ze słodkich migdałów, panthenol, wit. C,E) o działaniu silnie odmładzającym wyraźnie regenerują skórę, głęboko odżywiają. Krem przywraca sprężystość skóry, likwiduje oznaki wiotczenia, widocznie rozjaśnia plamy i przebarwienia. Niweluje uczucie szorstkości, łagodzi podrażnienia. Zabezpiecza przed wysuszeniem i szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Krem działa również wzmacniająco na paznokcie zmniejszając ich skłonność do rozdwajania się i łamania. 

Skład:

Pojemność: 100 ml

Cena: ok. 4 zł

Moja opinia:
Krem zamknięty jest w typowej dla tego typu produktów tubce z miękkiego plastiku. Łatwo ją rozciąć i wydobyć go do końca. Szata graficzna nie wyróżnia się niczym szczególnym - jest po prostu estetyczna. 
W zapachu nie wyczuwam migdałów, ale połączenie nut kwiatowych i cytrusowych. Całość jest przyjemna, delikatna i nie nużąca. 
Kosmetyk ma lekką, ale przy tym treściwą konsystencję. Szybko się wchłania, ale pozostawia na dłoniach dziwną warstwę. Dziwną, bo jest zarówno tłusta, śliska jak i jedwabista. Efekt nie należy do komfortowych, ale na szczęście nie utrzymuje się zbyt długo. 
Producent obwieszcza zawartość olejków, penthanolu oraz witamin. Fakt, są one w składzie, ale w środku listy. Na czele znajduje się natomiast niezbyt pożądana parafina. Znalazło się również miejsce dla parabenów. 
Nie od dziś wiadomo, że owa parafina daje nam często  mylne złudzenie nawilżenia skóry. W tym wypadku jest jednak inaczej. Gdy już zniknie nam ta dziwna warstwa ochronna, dłonie stają się takie same jak przed aplikacją produktu. Powraca suchość oraz szorstkość. Od razu mam ochotę zaaplikować go ponownie. Przez to też nie grzeszy on swoją wydajnością. 
Producent obiecuje nam jeszcze wiele innych cudów na kiju. Początkowo dłonie rzeczywiście wyglądają na odmłodzone, ale tylko dlatego że się świecą. Nie wiem czy łagodzi podrażnienia i rozjaśnia plamy, bo ich nie mam. W każdym razie nie powoduje uczuleń. 
Podczas stosowania tego preparatu moje paznokcie nie mają większych tendencji do rozdwajania się czy łamania, ale nie doszukiwałabym się tego efektu tylko i wyłącznie w jego działaniu. 
Nie uważam, abyście mieli teraz wszystko rzucić i lecieć do sklepu w poszukiwaniu tego kremu. Przeciwnie - schowajcie te kilka złotych głęboko do portfela i niech Was rączka nie świerzbi, żeby je wydać na ten właśnie produkt.

Znacie produkty tej firmy? Może macie lepsze wspomnienia z nimi związane?

Iwona

czwartek, 17 marca 2016

Gofry pełnoziarniste.

Cześć :)

Dziś przychodzę z szybkim przepisem na gofry. Oczywiście w moim przypadku w nieco zdrowszej wersji, gdyż wykonanych z mąki pełnoziarnistej. Od razu zaznaczę, iż stanowiły one prezent, dlatego też nie pokazuję propozycji podania. Nie zawierają jednak cukru, dlatego można je podawać zarówno na słodko, jak i wytrawnie. Wystarczy tylko nieco kreatywności i dopasowanie do swoich preferencji smakowych :)

Składniki (na 6 sztuk):
szklanka mąki pełnoziarnistej (u mnie pszenna graham)
szklanka mleka
jajko
2 łyżki oleju rzepakowego
łyżeczka proszku do pieczenia


Przygotowanie:
Warto rozpocząć od podłączenia gofrownicy, aby zdążyła się rozgrzać.
Żółtko oddzielamy od białka i ubijamy je na sztywną pianę. 
Do miski przesiewamy mąkę wraz z proszkiem do pieczenia. Dodajemy żółtko, olej i całość miksujemy do uzyskania gładkiej konsystencji.
Dodajemy ubitą pianę i delikatnie łączymy za pomocą łyżki.
Ciasto wlewamy partiami na rozgrzaną i natłuszczoną gofrownicę. Pieczemy ok 3-5 minut. W moim wypadku gofry są gotowe, gdy z urządzenia przestaje wydobywać się para. 
Podajemy z ulubionymi dodatkami.
Smacznego! 


Lubie gofry? Z jakimi dodatkami zajadacie je najchętniej? :)

Iwona

wtorek, 15 marca 2016

Oliwka Babydream - mój hit czy kit?

Cześć :)

Potrzeba wprowadzania do pielęgnacji coraz naturalniejszych produktów sprawia, że kosmetyki tworzone z myślą o dzieciach nie są już stosowane wyłącznie przez tę grupę wiekową. Coraz częściej sięgamy po nie również dlatego, że wiele z nich wykazuje wielostronne zastosowanie. Jednym z takich specyfików jest rossmannowska oliwka marki Babydream, która w internetowym świecie zdążyła już zyskać na popularności. Czy przychylam się do pozytywnych opinii na jej temat? O tym z dzisiejszym wpisie :)

Zdaniem producenta:
Babydream oliwka pielęgnacyjna szczególnie delikatnie oczyszcza skórę i zapewnia jej długotrwałą ochronę przed wysuszeniem. Olej migdałowy sprawia, że skóra staje się wyczuwalnie miękka i gładka. Olej z jojoba działa nawilżająco i natłuszczająco. Oliwka jest idealna również do masażu niemowlęcia i do wrażliwej skóry dorosłych.

Skład:
Hellanthus Annuus Seed Oil, Cetearyl Isononanoate, Prunus Amygdalius Dulcus Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Chamomilia Recutita Flower Extract, Bisabolol, Calendula Officinalis Flower Extract, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Parfum

Pojemność: 250 ml

Cena: 8,99 zł

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w wyprofilowanej butelce, dzięki czemu wygodnie leży w dłoni. Nie wiem czy trafił mi się jakiś wadliwy egzemplarz, ale podczas aplikacji oliwka "sika" na wszystkie strony lądując często nie tam gdzie trzeba.
Skład jak najbardziej zasługuje na uwagę. Nie znajdziemy w nim żadnych parabenów, oleju mineralnego czy parafinowego, barwników ani substancji konserwujących. Wartościowe składniki plasują się na wysokich pozycjach.
Oliwka ma typowo dziecięcy zapach - subtelny i delikatny.
Pora na przedstawienie sposobów jej wykorzystania.
Oczywiście w głównej mierze skupiłam się na działaniu pielęgnacyjnym. Za pierwszym razem nałożyłam oliwkę na zwilżone jeszcze ciało a następnie osuszyłam ręcznikiem. Wówczas skóra byłam w niemal identycznym stanie jak przed aplikacją przez co musiałam nałożyć jeszcze inny kosmetyk.
Kolejne aplikacje odbyły się już na suchą skórę. Oliwka zaskakująco szybko się wchłania i nie przykleja do ubrań. Pozostawia jednak tłustą i świecącą się powłokę. Dzięki temu skóra jest jednak nawilżona i natłuszczona. Dodatkowo jest wygładzona i mięciutka w dotyku, a efekt jedwabistości jest odczuwalny jeszcze rano.
Oliwka może stanowić użytek jako produkt do zmywania makijażu. Nie od dziś wiadomo, że wszelkie kosmetyki służące do usuwania tych wodoodpornych mają dwufazową formułę zawierającą olejek. Moje doświadczenie pokazuje jednak, że takie zastępniki nie zawsze stają na wysokości zadania. Owszem, oliwka Babydream bez problemu radzi sobie ze stosowanymi przeze mnie delikatnymi cieniami. Jednakże tusz i eyeliner jedynie rozkrusza powodując ich mazianie w okolicach oczu. Produkty wodoodporne są natomiast w fazie spoczynku - zupełnie nienaruszone. Poza tym na powiekach pozostaje tłusta i nieprzyjemna powłoka. Trzeba też uważać, aby preparat nie dostał się do oczu, gdyż nawet długie przemywanie wodą nie zapobiega uczuciu zamglenia.
W obu przypadkach produkt wykazał się delikatnością nie podrażniając ani nie uczulając zarówno skóry jak i oczu.
Oliwka sprawdziła się jako alternatywa dla balsamów czy innych produktów pielęgnacyjnych, aczkolwiek nie sądzę abym odczuwała potrzebę sięgania po nią po raz kolejny.

Zdarza Wam się zaglądać na półki z kosmetykami dla dzieci? jakie perełki udało Wam się tam znaleźć? :)

Iwona

sobota, 12 marca 2016

Sposoby na odpoczynek i (nie) nudę.

Cześć :)

Dziś przybywam z kolejnym wpisem będącym odskocznią od tematyki kosmetyczno-kulinarnej. Mam jednak nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)

Nie da się ukryć, iż w obecnych czasach żyjemy w ciągłym biegu i stresie. Kiedy już mamy chwilę dla siebie, często nie wiemy co z tym fantem zrobić i ograniczamy się do oglądania TV lub zasiadamy przed monitorami komputerów. W tej notce chciałabym Wam pokazać swoje sposoby na chwilę odprężenia i relaksu. Są one stare jak świat i nie powinny być dla nikogo odkryciem. jednakże zdarza się, że zapominamy nawet o takich podstawach.

Książki


Umiejętność czytania nabyłam jeszcze zanim poszłam do przedszkola i od tego czasu książki są stałym elementem mojego życia. Nie mam swojego ulubionego gatunku literackiego - mogłabym przeczytać raczej wszystko, pomijając pozycje stricte historyczne. Przyznam jednak, że nie jestem fanką kupowania książek, więc w moich zapasikach mam ich niewiele. Bardziej kręcą mnie wizyty w bibliotece i buszowanie między regałami.

Puzzle


Podobnie jak książki, układanki te towarzyszą mi odkąd pamiętam. Już od dzieciństwa starałam się wybierać te, które składały się z jak największej liczby elementów. Często sięgałam po ilustracje ogrodów, gdzie większość kawałeczków była do siebie bardzo zbliżona. Zostało mi to do dnia dzisiejszego, a im trudniejsza wersja tym większa motywacja i duma z ich ułożenia :)

Łamigłówki


Pasją do rozwiązywania krzyżówek zaraziła mnie mama. Obecnie często towarzyszą mi podczas jedzenia śniadania - tak dla rozruszania szarych komórek ;) Kiedyś sięgałam po wersje "100 panoramicznych", lecz dzisiaj mój minimum to 500. Muszę też rozkładać je w czasie, aby nie rozwiązać wszystkiego w ciągu kilku dni. Ich wypełnianie przeplatam z innymi łamigłówkami, np. sudoku. W książce którą posiadam dostępne są różne modyfikacje i wariacje na ich temat.

Gry planszowe/logiczne/kreatywne/itd.


Któż z nas nie grał choć raz w chińczyka bądź warcaby? Posiadało się je w domu, były na świetlicy szkolnej i w klubach młodzieżowych. Do dnia dzisiejszego lubimy integrować się z rodzinką przy planszówce. Eurobusiness czy Scrabble są stałym świątecznym elementem. Imprezy urodzinowe to dobry czas, aby wyjąć Jengę, usiąść na podłodze i znów poczuć się jak dziecko :)

Jakie są Wasze sprawdzone i ulubione sposoby na odpoczynek i przezwyciężenie nudy? :)

Iwona

czwartek, 10 marca 2016

Balea, bezalkoholowy tonik do skóry suchej i wrażliwej.

Witajcie :)

Jak mogliście się przekonać w niejednym denku, moim ulubionym produktem do przemywania twarzy jest bezalkoholowy tonik rossmannowskiej marki Rival de Loop. Niemniej jednak nie byłabym sobą, gdybym od czasu do czasu nie zechciała wypróbować czegoś nowego. Przy okazji paczki jaką zrobiła mi jakiś czas temu Chrzestna z Niemiec, poprosiłam o kolejny produkt firmy Balea. Często można spotkać się ze stwierdzeniem, że kosmetyki produkowane dla Drogerie Markt i Rossmanna są swoimi odpowiednikami. Czy zatem niemiecka wersja przypomina swoim działaniem mojego faworyta?

Zdaniem producenta:
Pielęgnujący tonik łagodnie, ale skutecznie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń jednocześnie ją odżywiając.
Formuła z dodatkiem ekstraktu z migdałów oczyszcza skórę bez jej podrażniania, nawilża ją i utrzymuje jej równowagę.
Przeznaczony dla skóry suchej i wrażliwej. 

Skład:
Aqua, Glycerin, Polyglyceryl-4 Caprate, Punus Amygdalus Dulcis Flower Extract, Decyl Glucoside, Arginine, Parfum, Potassium Sorbate, Citric Acid, Sorbic Acid, Sodium Benzoate, Rosmarinic Acid, Alpha-Isomethyl Ionone.

Pojemność: 200 ml

Cena: 0,75 E / ok. 4 zł

Dostępność: Drogerie Markt, sklepy z chemią zagraniczną


Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w estetycznym opakowaniu. Może niektórym wyda się to nieistotne, ale zwężony na górze kształt butelki pozwala na jej wygodne trzymanie.
Ma delikatny i subtelny zapach przypominający mi nieco wodę toaletową Celine Dion "Sensational".
Jak na tak tani produkt drogeryjny ma dość dobry i krótki skład. Nie zawiera alkoholu ani parabenów.
Po wlaniu na wacik, tonik bardzo przyjemnie go zmiękcza. Przy tym mamy uczucie jakby miał się on pienić, jednak nic takiego nie ma miejsca. Oba aspekty sprawiają, że aplikacja jest bardzo komfortowa.
Preparat nie powoduje u mnie żadnych reakcji alergicznych. Skóra nie jest podrażniona ani nie szczypie. Nie zauważyłam pojawiania się dodatkowych niedoskonałości.
Samo działanie kosmetyku potwierdza obietnice producenta. Oczyszcza cerę z ewentualnych resztek zanieczyszczeń. Przywraca odpowiedni poziom nawilżenia zostawiając ją odświeżoną i miłą w dotyku.
Uważam, iż tonik firmy Balea nie odstępuje swoim działaniem mojemu ulubieńcowi. Jego wadą jest tutaj głównie dostępność. Jeśli będę miała okazję, aby do niego powrócić to pewnie ją wykorzystam.

Dajcie znać czy tonik jest produktem goszczącym z Waszej pielęgnacji. Chętnie poznam Waszych ulubieńców :)

Iwona

poniedziałek, 7 marca 2016

Isana, krem do ciała z witaminą E i olejkiem jojoba.

Hej :)

Aby równowaga w przyrodzie (no i na blogu) została zachowana, po notkach z przepisem i recenzją kolorówki pora wziąć na tapetę coś z pielęgnacji. Wiecie że mam słabość do testowania tanich i łatwo dostępnych produktów, dlatego też skusiłam się kiedyś na kolejny kosmetyk z rossmannowskiej marki Isana.

Od razu przyznam, że produkt przeleżał w zapasach tak długi czas, że zdążył już zostać wycofany. Wiem, że może wydać się bez sensu pokazywanie specyfiku który nie jest już dostępny, ale nadal w ofercie jest mleczko do ciała z tej samej serii. Być może mieliście lub macie z nim styczność i będziecie mogli napisać coś na temat jego właściwości :) Niemniej jednak na razie przejdźmy do omówienia stosowanej przeze mnie wersji. Bohaterem dzisiejszego "wydania wiadomości" będzie więc krem do ciała z witaminą E i olejkiem jojoba.

Zdaniem producenta:
Witamina E i cenny olejek jojoba chronią skórę przed wysuszeniem oraz zapewniają doskonałą pielęgnację.

Skład:
Aqua, Isopropyl Palmitate, Decyl Oleate, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Polyglyceryl-2 Dipolhydroxystearate, Hydrogenated Castor Oil, Glyceryl Oleate, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopheryl Acetate, parfum, Magnesium Sulfate, Citric Acid, Benzyl Salicylate, Citronellol, Geraniol, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Sodium Benzoate.

Pojemność: 150 ml


Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w okrągłym, plastikowym opakowaniu, dzięki czemu łatwo zużyjemy go do końca.
Już po pierwszym kontakcie wiedziałam, że przypomina mi konsystencją stosowany już kiedyś kosmetyk, jednak nie wiedziałam w którym kościele mi gra. Aż tu nagle, ni stąd ni zowąd skojarzyłam, że to odzwierciedlenie ziajkowego kremu do twarzy z serii "masło kakaowe". Jedyną różnice stanowi zapach, gdyż ten z Isany jest całkowicie neutralny. Wracając jednak do konsystencji - jest ona bardzo gęsta, treściwa i tłusta.
Skład nie jest idealny, ale przynajmniej producent oszczędził nam parabenów. 
Preparat jest bardzo oporny i tępy w rozsmarowywaniu. Przy tym jednak wchłania się zaskakująco szybko. Pozostawia na skórze świecącą się warstwę, której nie nazwałabym jednak tłustą a jedwabistą. Nic nam się nie lepi, przez co bez problemu możemy nałożyć ubranie. 
Konsystencja i pojemność sprawia, że produkt nie grzeszy wydajnością. W krótkim czasie zaobserwowałam spore zużycie.
Jak jednym słowem określiłabym zaobserwowane działanie? "Poprawne". 
Z racji tego, iż na ciele pozostaje ochronna jedwabista warstwa, mamy uczucie nawilżenia i natłuszczenia skóry. Jest ona również bardzo gładka, miękka i miła w dotyku. Ostatnio moja skóra przechodzi gorsze momenty, jednak produkt ten pomaga mi ukoić wszelkie uczucie suchości. Niestety na krótko, gdyż rano efekt jest zupełnie nieodczuwalny. 
Niby kosmetyk coś działa, lecz nie wróciłabym do niego gdyby był jeszcze w sprzedaży. Nie ma więc co płakać nad rozlanym mlekiem :)

Jeśli znacie dostępne nadal mleczko z tej serii to dajcie znać jak się spisuje :) Chętnie poznam innych Waszych ulubieńców pielęgnujących ciało :)

Iwona

piątek, 4 marca 2016

My Secret, kredka do brwi "design your eyebrow".

Cześć :)

Nie będę ukrywać, iż przygotowanie tej recenzji zajęło mi chyba najwięcej jak dotąd czasu i przysporzyło sporo problemów. Niemniej jednak owoce moich dłuższych przemyśleń mogą wreszcie ujrzeć światło dzienne. Ale po kolei :)

Odkąd zaczęłam swoją przygodę z makijażem, w mojej kosmetyczce goszczą różne grupy produktów. Wstyd jednak przyznać, ale przez bardzo długi czas nie było tam miejsca na produkty służące podkreśleniu brwi. Wstyd dlatego, iż wiele blogerek/youtuberek w swoich recenzjach stwierdza, że ten element powinien być jednym z obowiązkowych etapów codziennego makijażu. Przyznam, że miałam mieszane uczucia co do takich komentarzy. Z jednej strony irytowały mnie i bulwersowały. Z drugiej zaś ciekawiła mnie istotność tak błahego wydawać by się mogło elementu naszej twarzy jakim są brwi.

Przeczesałam internet wzdłuż i wszerz szukając dla siebie idealnego produktu. Sprawdziłam zachwalane paletki Essence i Catrice, jednak ich odcienie nie wydały mi się odpowiednie biorąc pod uwagę moje ciemne włosy, ciemne oczy i czarne lecz mocno przerzedzone brwi. Sprawdzałam testery, ale ich kolory nadały mi przerysowanego i wręcz komicznego wyglądu. Jednak sprawa zmieniła się podczas jednej z wizyt w Drogerii Natura, kiedy to pojawiły się nowości marki My Secret. Moją uwagę przyciągnęła kredka z serii "design your eyebrow" w szarym kolorze. Po tym przydługim wstępie chciałabym Was zaprosić na krótszą już recenzję tego produktu :)

Zdaniem producenta:
Delikatna kredka do podkreślania i korygowania kształtu brwi.
Kredka wyposażona jest w szczoteczkę do zaczesywania brwi.
Lekka formuła ułatwia aplikację i zapewnia naturalny efekt.
Dostępne kolory: brown, grey.


Skład:
Aqua, Styrene Acrylatecopolymer (and) Aqua (and) Methylparaben, Alcohol Denat, Methylpropanediol, Glycerin, Lactobacillus Ferment, Xylitym, Glucoside (and) Anhydrohylitol (and) Xylitol (and) Aqua, Vp/Vacopolymer, Panthenol (and) Aqua, Gellan Gum, Phenoxyethanol, Aqua (and) Simethicone, [może zawierać (+/-): CI 17200, CI 45380, CI 45410, CI 19140, CI 15985. CI 61570]

Gramatura: 1 g

Cena: 7,49 zł

Dostępność: Drogerie Natura


Moja opinia:
Produkt jest w formie standardowej kredki, do ostrzenia której wystarczy klasyczna temperówka. Plusem jest dołączony grzebyczek mający pomóc w zaczesywaniu brwi. Jeśli jednak chcemy użyć go do wyczesania nadmiaru nałożonego produktu to warto mieć na uwadze, iż lubi on zbierać go aż nadto. Wtedy też musimy powtórzyć aplikację.
Niezbyt zachęcający skład nie powoduje na szczęście żadnych uczuleń ani podrażnień. 
Zdjęcie nie oddaje dokładnie odcienia kredki, ale jest ona ciemną szarością podchodzącą pod delikatną czerń. Niemal idealnie komponuje się z moimi brwiami.
Nie mam porównania do innych tego typu kosmetyków, ale uważam jej konsystencję za odpowiednią. Jest na tyle twarda, że nie rozmazuje się podczas rysowania i na tyle miękka, że jej stosowanie nie jest niekomfortowe. 
Za pomocą kredki w łatwy sposób jestem w stanie skorygować kształt brwi i wypełnić wszelkie ubytki. Otrzymany efekt jest naturalny, aczkolwiek dość wyrazisty biorąc pod uwagę ciemny odcień i takie same brwi. 
Niestety minusem produktu jest jego trwałość. Po kilku godzinach zaczyna znikać w nierównomierny sposób. Trzeba o tym pamiętać i korygować ewentualne defekty, aby w połowie dnia nie zostać z dwiema różnymi brwiami. 
Kredka na pewno nie jest idealna, aczkolwiek na obecną chwilę posiada najlepiej dobrany odcień jaki udało mi się znaleźć. Mam jednak nadzieję, że dane mi będzie znaleźć coś w podobnym kolorze szarości lecz lepszej trwałości. 

Napiszcie jakie produkty do brwi są Waszymi ulubionymi. Jeśli znacie inny tego typu kosmetyk odpowiadający moim brwiom pod względem kolorystycznym to byłabym wdzięczna za poradę :)

Iwona

środa, 2 marca 2016

Nowe zboże poznajemy - płatki Teff dziś smakujemy.

Witajcie :)

Bohaterem dzisiejszej notki będzie produkt, który zapewne nie będzie Wam zbytnio znany. Zresztą sama również należę do grona osób, dla których stanowi on nowość. Mowa tutaj o bezglutenowych płatkach Teff. Swoje opakowanie otrzymałam w ramach współpracy ze sklepem BIO-KRAINA.pl

Teff jest bezglutenowym zbożem nazywanym również miłką abisyńską. Uprawiany jest głównie w Etiopii od ponad 4,5 tysiąca lat. Spośród szerzej znanych nam zbóż wyróżnia się niesamowitym składem mineralnym. Produktem tym warto urozmaicać dietę, gdyż:

  • jest bogaty w wapń, żelazo oraz cynk;
  • zawiera kwas foliowy oraz antyoksydanty;
  • jest źródłem błonnika;
  • zawiera lizynę odpowiedzialną za budowę białek w mięśniach i kościach;
  • nie zawiera glutenu, dzięki czemu nadaje się dla osób chorych na celiakię;
  • jest niezwykle odporny na przechowywanie w warunkach domowych - nie jełczeje;
Od siebie dodam, iż płatki Teff mają dość specyficzny smak i zapach. Z jednej strony wydaje się neutralny, z drugiej zaś wyczuwam lekką gorycz i nuty orzechowe. Po przygotowaniu swoją barwą i konsystencją przypominają budyń czekoladowy. Samo gotowanie na początku może stanowić trudność. Przeczytałam różne przepisy, ale i tak wyszło całkiem inaczej. Pewnie w zależności od firmy produkt inaczej wsiąka płyn przez co najlepiej zacząć od mniejszej ilości i ewentualnie dolewać. U mnie na 50 g płatków przypadły 2 szklanki mleka. 

Na koniec moja propozycja wykorzystania otrzymanego produktu :)

Płatki Teff z bananem, mandarynką, 
orzechami włoskimi, wiórkami kokosowymi i gorzką czekoladą

Mieliście styczność z tymi płatkami bądź innymi produktami na bazie milki abisyńskiej? Chętnie dowiem się jak zapatrujecie się na te zboże :)

Iwona