sobota, 30 stycznia 2016

Pharmaceris, żel punktowy na miejscowe zmiany mikrozapalne.

Cześć :)

Pisałam Wam już, że od czasu dojrzewania borykam się z trądzikiem. Obecnie niedoskonałości mojej skóry mają inne podłożę i, na szczęście, mniejsze nasilenie. Niemniej jednak staram się, aby w mojej kosmetyczce zawsze gościł produkt mający walczyć z tą przypadłością. Obecnie jest nim żel punktowy firmy Pharmaceris. Zapraszam do zapoznania się z moją opinią odnośnie do jego działania.

Zdaniem producenta:
Preparat przeznaczony do miejscowego stosowania bezpośrednio na zmiany trądzikowe (wykwity podskórne, krosty, grudki) w celu natychmiastowego działania przeciwtrądzikowego.
Preparat zawiera stężoną 2% formułę H₂0₂ oraz kwas salicylowy. Wykazuje natychmiastowe działanie molekularne na zmiany trądzikowe. Skutecznie przyspiesza ustępowanie istniejących zmian trądzikowych, zmniejsza ich wielkość oraz widoczność. Zapobiega rozwojowi szpecących niedoskonałości. Działa kojąco i łagodząco, zmniejszając zaczerwienienia oraz wspomaga proces regeneracji skóry. 

Skład:
Aqua, Poloxamer 407, Hydrogen Peroxide, Salicylic Acid, Panthenol, Phytic Acid.

Pojemność: 10 ml

Cena: ok. 30 zł


Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w tubce typowej dla kremów pod oczy. 
Jest bezbarwny, jednak po zastygnięciu tworzy białą skorupkę. Nie nadaje się przez to pod makijaż. Nakładam go zazwyczaj na noc lub wtedy, gdy nie mam potrzeby wychodzenia z domu. 
Ma zaskakująco krótki skład. 
Ponieważ nakładamy odrobinkę na zmienione chorobowo miejsca, specyfik jest bardzo wydajny. Nawet przy wzmożonej częstotliwości stosowania wystarcza na długi czas.
Przejdźmy do omówienia obietnic producenta, gdyż te prezentują się okazale. 
Zgodzę się, iż preparat natychmiastowo działa na niedoskonałości cery poprzez ich wysuszanie. No ale właśnie... "natychmiastowo", nie zaś długotrwale. Efekt widoczny jest od razu, lecz przy każdym kolejnym stosowaniu staje się coraz mniejszy. U mnie sprawdza się najlepiej przy mniejszych krostkach bez charakteru ropnego.
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, iż żel zmniejsza widoczność zmian trądzikowych. Moje niewielkie blizny jak były tak są nadal. 
To co mogę potwierdzić to fakt, iż specyfik redukuje zaczerwienienia wokół przykrych niespodzianek. 
Uważam, iż firma Pharmaceris wypuściła na rynek małego leniuszka. Raz mu się chce coś podziałać, aby za chwilę zastrajkować i nie robić nic. Na pewno nie jest produktem, który musi gościć w mojej pielęgnacji. Poza tym nie należy do najtańszych. 

Korzystacie z tego typu preparatów? Chętnie poznam Waszych ulubieńców :)

Iwona

czwartek, 28 stycznia 2016

Herbatka "Spokojna noc" na dobrą noc :)

Cześć :)

Niedawno, w notce o wartościach kawy napisałam Wam, iż na wiele osób działa ona pobudzająco. Dziś przychodzę z przedstawieniem napoju, który ma działać zupełnie odwrotnie. Post ten zawierać będzie "lokowanie produktu" jakim jest herbatka owocowo-ziołowa "Spokojna noc" firmy Natur-Vit, którą otrzymałam w ramach współpracy ze sklepem Zdrowy Market 24 :)

Zdaniem producenta:
Herbatka o delikatnym ziołowym smaku, która pomoże ukoić skołatane nerwy i poprawi Twoje samopoczucie.

Skład:
Jabłko, melisa liść 23%, porzeczka czarna owoc 15%, truskawka owoc, cytryna skórka 8%, głóg owoc, malina owoc, chmiel szyszka

Gramatura: 100 g


Moja opinia:
Jak możecie zobaczyć na zdjęciu głównym, we wnętrzu opakowania nie znajdziemy drobno zmielonych składników (jak w przypadku większości zwykłych herbatek), ale ich duże części. 
Sam rodzaj użytych składników prezentuje się ciekawie i zachęcająco. Moją główną uwagę przyciągnęły szyszki chmielu, i to głównie z ich powodu poprosiłam o tę wersję. 
Niektórym osobom uciążliwe może wydawać się przygotowanie napoju, gdyż nie mamy tutaj zwykłych saszetek które wystarczy zalać wodą a potem wyjąć. Ja zaparzam ją w swoim dzbanuszku, a następnie przecedzam przez małe sitko. 
Po otwarciu opakowania uderza nas specyficzny ziołowy zapach. Taki sam przedstawia się już po przygotowaniu naparu.
Niezwykle ciekawie przedstawia się natomiast smak napoju. Po pierwszym łyku czujemy wyraźnie ziołowe nuty. Następnie zaczynają stopniowo przebijać się cytrusowe aromaty zwieńczone delikatną słodyczą. Smaczku dodaje nuta drzewna, jak śmiem domniemać, za sprawą szyszek chmielu. 
Zaintrygowała mnie jedna rzecz. Nie wiem czy to jakiś mój wymysł, ale mam wrażenie że przygotowany napar bardzo szybko robi się zimny. Ciekawi mnie czym to może być spowodowane.
Czy herbatka spełnia obietnice producenta? Przyznam szczerze, że ciężko mi to ocenić. Nie zauważyłam większej różnicy pomiędzy wieczorami gdy ją piję, a tymi gdy wybieram coś innego. Niemniej jednak jak to napar, który mi po prostu smakuje i dlatego z chęcią po niego sięgam.
.
Macie swoje ulubione herbaty? Po jaki napój najchętniej sięgacie przed snem? :)

Iwona

wtorek, 26 stycznia 2016

Isana, zimowe mydło w płynie "wanilia i karmel".

Witajcie :)

Producenci powinni mieć zakaz wypuszczania limitowanych wersji produktów...
Nie kupimy kuszącej wersji zapachowej mając świadomość, że ponowna szansa jej przetestowania może się nie powtórzyć? No pewnie że kupimy. Jedną z marek wypuszczających sezonowe wersje jest oczywiście rossmannowska Isana. W zimowej edycji znalazły się kosmetyki łączące w sobie aromat wanilii i karmelu.

Po tym jak mój "Towarzysz Życia" nabył mydło w płynie i zużył połowę opakowania, nastała pora abym ja przetestowała drugą część. Dziś przybywam z recenzją owego produktu. Może ułatwi ona niezdecydowanym podjęcie decyzji odnośnie do zaznajomienia się z tą zimową propozycją.

Zdaniem producenta:
Mydło zimowe Isana dzień po dniu myje i pielęgnuje Twoje dłonie. Wyselekcjonowane substancje myjące umożliwiają delikatne i łagodne mycie. Naturalny, zbliżony do skóry lipid chroni i pielęgnuje Twoją skórę. Zmysłowy zapach wanilii i karmelu uwiedzie Twoje zmysły, zapewniając Ci chwile błogiego rozpieszczenia. 

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Vanilia Planifolia Fruit Extract, Styrene/Acrylates Copolymer, Parfum, Propylene Glycol, Sodium Lactate, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Caramel, CI 19140, CI 16035.

Pojemność: 500 ml

Cena: 3,49 zł 

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w plastikowej butelce z pompką, która nie zacina się przez cały okres użytkowania. Ma ładną, przykuwającą wzrok szatę graficzną.
Mydło ma beżową barwę i kremową, jedwabistą konsystencję. Jest na tyle treściwe, że nie spływa z dłoni.
Bardzo dobrze się pieni przez co jest wydajne. 
Nad składem nie ma się co rozwodzić, gdyż jest typowe dla produktów tej marki.
To czemu warto jednak poświęcić uwagę to zapach. Słodki, delikatny i otulający. Co najważniejsze, nie mdli mnie po nim jak po omawianym niedawno kremie z masłem shea i kakao. Próbowałam odszyfrować, który zapach dominuje, ale nie jestem w stanie. Aromaty cudownie się ze sobą łącza i wzajemnie uzupełniają. 
Jeśli chodzi o działanie to nie mam mu nic szczególnego do zarzucenia. Robi to co ma robić, czyli po prostu dobrze oczyszcza skórę moich dłoni.
Nie nawilża skóry, ale też jej nie przesusza. 
Mydło jest tanie i można je nabyć również w formie zapasu. 
Jeśli lubicie słodkie zapachy i nie zależy Wam na szczególnym działaniu pielęgnacyjnym, to z całą pewnością powinniście się zapoznać z tą limitowaną wersją. 
W końcu, parafrazując znane wszystkim słowa, śpieszmy się kupować limitki, tak szybko znikają! :D

Mieliście styczność z zimową edycją produktów Isany? Może skusicie się na jej wypróbowanie? :)

Iwona

niedziela, 24 stycznia 2016

O jak miło i pachnąco...

Cześć :)

Kilka miesięcy temu otrzymałam od swojej Chrzestnej ceramiczny kominek z kilkoma olejkami. Od tego czasu stałam się ogromną fanką tego typu specyfików, a ich ilość nieco się zwiększyła. Pomyślałam więc, że w ramach kosmetyczno-kulinarnej odskoczni pokażę Wam, jakie aromaty umilają mi czas spędzany w moich czterech kątach :)

lawenda, wanilia, róża

pomarańcza, pomarańcza z cynamonem, kokos

zimowe jabłuszko, piernik, wanilia

romans, wellness,
relaks, harmonia, moc 

Jesteście fanami takich olejków czy wolicie inne formy aplikacji aromatów? Macie swoje ulubione wersje zapachowe? :)

Iwona

piątek, 22 stycznia 2016

Isana, krem do ciała z masłem shea i kakao.

Cześć :)

Dziś chciałabym się podzielić z Wami swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi jednego z bardziej znanych produktów do pielęgnacji ciała jakim jest kakaowe masło firmy Isana. Przeglądając recenzję na jego temat zauważyłam, że mało jest tych neutralnych. Jest to ten rodzaj kosmetyku, który albo się kocha, albo nienawidzi. Jak jest w moim przypadku?

Zdaniem producenta:
Isana krem do ciała z masłem Shea & kakao to idealna pielęgnacja dla suchej skóry. Pantenol skutecznie poprawia zdolność wiązania wilgoci wewnątrz skóry, pomaga utrzymać równowagę nawilżenia skóry i chroni ja przed wysuszeniem. Specjalna formuła pielęgnacyjna z gliceryną, witaminę E, olejkiem kokosowy i bogatym w składniki masłem shea i masłem kakaowym rozpieszcza skórę, a delikatny zapach koi zmysły. Krem do ciała łatwo się wchłania nie pozostawiając tłustej warstwy. 

Skład:
Aqua, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Ethylhexyl Stearate, Cocos Nucifera Oil, Butylene Glycol, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Panthenol, Copernicia Cerifera Cera, Theobroma Cacao Butter, Sodium Cetearyl Sulfate, Parfum, Isopropyl Palmitate, Carbomer, Phenoxyethanol, Tocopheryl Acetate, Sodium Hydroxide, Ethylhexylglycerin, Tetrasodium Glutamate Diactetate, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Coumarin.

Pojemność: 500 ml

Cena: 9,99 zł

Dostępność: Rossmann

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w okrągłym, plastikowym opakowaniu. Dzięki temu nie mamy najmniejszego problemu, aby zużyć go do końca.
Skład przedstawia się zadziwiająco dobrze. Nie mamy w nim parabenów, za to wartościowe ekstrakty wysoko na liście.
Kilka słów o zapachu, z którym wiązałam duże nadzieje. Delikatnie słodki, przypominający budyń waniliowy. Mogłoby się wydawać, że cudowny. No niestety... mnie najzwyczajniej w świecie mdli. Przemęczę się z nim w te chłodne wieczory, ale w lecie jego odczuwanie mogłoby mnie przeprawiać o ból głowy.
Konsystencja kremu jest lekka, co mogłoby sugerować, że będzie szybko się wchłaniać. 
U mnie niestety tak nie jest. Nawet odrobina produktu ciężko się rozsmarowuje pozostawiając białe smugi. Gdy już się wchłonie nie pozostawia na skórze tłustej powłoki. Niestety nie pozostawia też jakiejkolwiek powłoki.
Co zatem robi? Ano niewiele, przynajmniej u mnie.
Po nałożeniu preparatu nie tylko nie mam uczucia nawilżenia czy wygładzenia skóry, ale odczuwam jej szorstkość. Podczas dotykania jest tępa i oporna. Przez to też nie dostrzegam żadnych działań pielęgnacyjnych. 
Wiele dziewczyn poleca stosowanie tego kremu jako odżywki/maski do włosów. Spróbowałam raz, ale strasznie mi je przetłuścił. Więcej szans na tym polu mu nie dałam.
Wiązałam z tym produktem wielkie nadzieje. Myślałam, że uda mi się znaleźć skuteczny 
i pięknie pachnący specyfik za niewielkie pieniądze. Niestety skończyło się rozczarowaniem odwrotnie proporcjonalnym do wcześniejszych nadziei.

Mieliście styczność z tym produktem? Chętnie dowiem się czy Wasze relacje z nim przedstawiają się podobnie, czy może jednak należycie do jego zwolenników :)

Iwona

środa, 20 stycznia 2016

The Body Shop, żel pod oczy.

Witajcie :)

Jak wiecie, większość moich produktów do pielęgnacji i makijażu mogłabym postawić na najniższej półce cenowej. Niemniej jednak czasami mam to szczęście, że w moich zbiorach pojawia się produkt, na który normalnie szkoda byłoby mi pieniędzy. Jest tak w przypadku żelu pod oczy z The Body Shop. Czy preparat kultowej i nieco droższej firmy spełnił moje oczekiwania? Zapraszam do recenzji.

Zdaniem producenta:
Nieperfumowany żel z wyciągiem z czarnego bzu chłodzi i odświeża delikatne okolice wokół oczu.

Skład:
Water, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Distillate, Sambucus Nigra Water, Alcohol Denat, Glyceris, Triethanolamine, Carbomer, Imidazolididyl Urea, Methylparaben, Denatonium Benzoate. 

Pojemność: 15 ml

Cena: 7,5 funtów / ok. 40 zł

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w małym, okrągłym opakowaniu. Dla jednych będzie to plusem, gdyż łatwo wydobyć go do końca. Innym może przeszkadzać niezbyt higieniczna aplikacja, aczkolwiek dla mnie nie stanowi to problemu. 
Rzućmy okiem na skład. Wydaje się być przyjemny, bo w miarę krótki... Jednak każdy kij ma dwa końce, a w tym przypadku producent uraczył nas niespodzianką w postaci parabenu oraz sporej ilości alkoholu. 
Tenże alkohol sprawia, iż żel określony mianem nieperfumowanego ma dość mocny, specyficzny zapach.
Konsystencja preparatu jest typowo żelowa, przypominająca galaretkę. Leciutki i bardzo delikatny, wchłania się błyskawicznie. Nie pozostawia nieprzyjemnej powłoki przez co nadaje się pod makijaż. 
Produkt sam w sobie jest zimny, aczkolwiek na skórze nie pozostawia uczucia chłodzenia. Gdybym nie przeczytała, że ma dawać taki efekt to na pewno bym się nie zorientowała. 
Jakie efekty są zatem odczuwalne? Szczerze? Żadne pozytywne...
No dobra, może trochę nawilża. To chyba jednak zbyt mało biorąc pod uwagę jego cenę. 
Poza jednym walorem jest również bardzo istotna wada. Żel ma tendencję do podrażniania okolic oczu. Skłamałabym twierdząc że zawsze, ale zdarza się że odczuwam delikatne pieczenie. Czasami pojawiają się również małe czerwone plamki.
Niestety moja pierwsza przygoda z marką The Body Shop nie może być uznana za szczęśliwą. Nie polecam tego produktu, gdyż może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Zwłaszcza jeśli macie wrażliwe oczy.

Posiadacie jakieś produkty tej firmy? Chętnie dowiem się co polecacie a przed czym lepiej uciekać :)

Iwona

niedziela, 17 stycznia 2016

Precle pełnoziarniste.

Cześć :)

Też uważacie, iż jednym z piękniejszych zapachów w kuchni jest aromat drożdżowych wypieków? Weekend to dobry czas na zabawę w piekarza, która zaowocowała u mnie powstaniem pysznych pełnoziarnistych precli. Wprawdzie ich przygotowanie może wydać się nieco pracochłonne to jednak "nie taki diabeł straszny jak go malują". Od razu zaznaczę, iż moje wytwory delikatnie się spiekły, ale mimo to pozostały miękkie i puszyste. Chętnych zapraszam do zapoznania się z przepisem i skuszenia się na stworzenie własnej porcji :)

Składniki:
250 g mąki pszennej pełnoziarnistej
łyżka mąki pszennej
12 g świeżych drożdży (w temperaturze pokojowej)
150 ml ciepłej wody
łyżka cukru
łyżka oleju rzepakowego
woda
soda oczyszczona
białko jaja
ulubione dodatki, np. mak, sezam

Przygotowanie:
Do miseczki kruszymy drożdże, dodajemy cukier, łyżkę mąki pszennej oraz ciepłą wodę.
Całość mieszany, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na 15 minut. 
Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy olej oraz wyrośnięty zaczyn. Całość wyrabiamy minimum 10 minut do uzyskania sprężystego ciasta. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na godzinę. 
Przygotowane ciasto dzielimy na 5 części. Z każdej tworzymy wałeczek, który formujemy na kształt precla.


W dużym garnku zagotowujemy wodę, do której dodajemy sodę oczyszczoną (jedną łyżkę na każdy litr wody). Na wrzątek wrzucamy precle i obgotowujemy z każdej strony przez 30 sekund. Przekładamy na blachę, smarujemy roztrzepanym białkiem i posypujemy ziarnami. 
Pieczemy przez ok. 150 minut w 175 stopniach (z termoobiegiem).
Smacznego! 

Skusilibyście się na taką wersję domowego pieczywa? :)

Iwona

sobota, 16 stycznia 2016

Gazetki przeglądamy -> Biedronka, Lidl, Hebe.

Cześć :)

Dawno nie było notki związanej z przeglądem gazetek promocyjnych i aktualnych akcji tematycznych, więc dzisiaj pojawiam się z małym co nieco :)

Zacznijmy od starej, poczciwej Biedronki. W "mega rabatach" kupimy parówki oraz makarony, przecenione o klasyczne -20%. Swoją drogą nudni już są z tym rabatem... mogliby dać nieco większy ;D Obecnie dostępne są również kosmetyki, m.in. produkty firmy Jantar i Farmony. Całą ofertę z "Inspiracji Tygodniowych" obowiązujących do 20.01 znajdziecie tutaj.
Znacie jakiś majsterkowiczów? Tym razem Biedronka pomyślała o nich i zaoferowała wszelkiego rodzaju pomocne narzędzia. Gazetką z tą akcją tematyczną rozpoczynającą się 18.01 dostępna jest tutaj.

Lidl zabierze nas w podróż po włoskich smakach. Od 18.01 nabyć będziemy mogli wszelkiego rodzaju makarony, sery czy sosy w tych właśnie klimatach. Tutaj również znajdzie się kilka narzędzi dla majsterkowiczów, zaś fani mody mogą odświeżyć swoją garderobę. Nie lada gratkę może stanowić informacja, iż masło orzechowe wchodzi do stałego asortymentu Lidla. Z całą ofertą możecie zapoznać się tutaj.

Tym razem na tapetę biorę również drogerię Hebe. Wprawdzie promocje obowiązywać będą tylko do 20.01, ale może ktoś zdąży jeszcze z nich skorzystać. Fanów marki Tołpa ucieszy fakt, iż ceny wszystkich produktów obniżone są do 40%. Ponadto warto sprawdzić promocje w ramach akcji "1 + 1 za grosz". Niestety na stronie przedstawionych jest niewiele kosmetyków. Sama zapewne skuszę się na bombą silikonową w postaci produktu Biosilk. Pozostałą ofertę znajdziecie tutaj. Od siebie mogę zaproponować wzięcie pod uwagę kremów do rąk Evree.

Bierzecie pod uwagę nabycie czegoś drogą kupna? :)

Iwona

środa, 13 stycznia 2016

Anida, emulsja micelarna do mycia twarzy

Hej :)

Marka "Anida" znana jest głównie pod kątem kremów do rąk, które notabene nie zdały u mnie egzaminu. Niemniej jednak w swojej ofercie posiada wiele innych produktów. Jakiś czas temu składałam zamówienie w aptece "Dbam o Zdrowie", a że kończył mi się żel do twarzy to skusiłam się na micelarną emulsję. Swego czasu czytałam o niej kilka pozytywnych recenzji, więc byłam ciekawa jej działania. Czy okazała się lepsza aniżeli stosowane przeze mnie niegdyś kremy?

Zdaniem producenta:
Zalecana do codziennego mycia skóry suchej, wrażliwej i podrażnionej. Dokładnie i łagodnie oczyszcza skórę, zapobiega wysuszeniu, nawilża, zmiękcza, wygładza skórę. Może być również stosowana do usuwania makijażu.
Emulsja zachowuje naturalną barierę ochronna skóry.
Nie zawiera parabenów ani środków zapachowych. 

Skład:
Aqua, Glycerin, Cetyl Alcohol, Cocamidopropylbetaine, Ceteareth-20 /and/ Cetearyl Alcohol, Calendula Officinalis Extract, Propylene Glycol, Aleo Barbadensis, Sodium Laureth Ether Sulfate, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ethylxehylglycerin

Pojemność: 300 ml

Cena: ok. 6-10 zł

Moja opinia:
Emulsja zamknięta jest w twardej butelce z pompką. Wprawdzie zapewnia nam to higieniczną aplikację to jednak wydobycie produktu do samego końca może stanowić problem. 
Jest bezzapachową, dość rzadką, ale przy tym jedwabistą mazią.
Skład przedstawia się wyjątkowo dobrze. Niezbyt długi, bez klasycznego mydła i zbędnych dodatków.
Brak mydła sprawia, że preparat zupełnie się nie pieni. Pomimo tego jest wydajny. Nie wiem czy dobrze to ujmę, ale podczas aplikacji nie tyle wmasowuje się w skórę jak większość żeli, ale tylko się po niej ślizga.
Przyznam, iż nie przepadam za słabo pieniącymi się produktami. Mam wówczas wrażenie, że słabo oczyszczają moją twarz. Tutaj to nie tylko wrażenie, ale i pewność...
Producent stwierdza możliwość usuwania makijażu. Tak jak delikatne cienie jeszcze jako tako zmyje, tak przed kreskami czy tuszem całkowicie kapituluje. Co więcej, nie domywa nawet resztek podkładu pozostałego po całym dniu. Zauważyłam to na wacikach przy stosowaniu toniku. Dlatego też emulsję stosuję tylko rano, gdzie jedyną barierę jaką musi pokonać jest reszta nałożonego na noc kremu.
Zgodzę się natomiast z tym, że po zastosowaniu produktu skóra jest nawilżona, miękka 
i gładka w dotyku.
Trzeba również oddać producentowi to, że nadaje się dla wrażliwców, gdyż nie podrażnia ani nie uczula. Żeby jednak nie było tak milo i sympatycznie to dodam, że emulsja ma tendencję do zapychania mojej mieszanej cery. 
Plusem z całą pewnością jest niska cena. Pojemność natomiast można odebrać dwojako. Jeśli się u kogoś sprawdzi to z pewnością będzie plusem. Dla mnie jest wadą, gdyż długo przyjdzie mi się z nią babrać. 

Znacie ten produkt? Jakie są Wasze relacje z marką Anida? 

Iwona

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Makeup Revolution, Essential Mattes 2.

Hejka :)

Jeśli tak jak ja jesteście podatni na rekomendacje innych osób oraz szał spowodowany modą "na coś", z pewnością nieraz mieliście styczność chociażby z marką Sleek. Przyznam, że paletki cieni błyskawicznie wpadły mi w oko i stałam się posiadaczką dwóch wersji. Niemniej jednak ostatnimi czasy produkty te zostają wyparte przez inne marki. I tak oto coraz większy prym wiedzie chociażby Makeup Revolution czy Freedom.

Nie byłabym sobą, gdyby jakiś kosmetyk nie znalazł się w moim zbiorze. Z racji tego, iż polubiłam delikatny makijaż, moją uwagę przykuła paletka "Essential Mattes 2".
Dziś kilka słów na jej temat :)

Składniki:
Mica, Talk, Magnesium Stearate, Paraffinum Liquidium, Ethylhexyl Palmitate, Polybutene, Dimethicone, Mathylparaben, Propylparaben [+/-: CI 77891, CI 77491,
CI 77492, CI 77499, CI 15850, CI 16035]

Gramatura: 14 g

Cena: ok. 20 zł


Moja opinia:
Cienie znajdują się z prostym, plastikowym opakowaniu. O ile jeszcze dolna część jest twardsza i wytrzymała, o tyle górne wieczko jest nieco tandetne. Szybko pojawiły się na nim rysy, a zatrzask popękał. 
W środku znajdziemy 12 prostokątnych cieni o wykończeniu matowym. Wszystkie utrzymane są w tonacji beżowo-brązowo-szarej. Ich wydobycie nie stanowi dla mnie trudności, gdyż moje pędzelki idealnie dopasowują się do szerokości każdej kasetki. Jest wprawdzie dołączony podwójny aplikator w formie gąbeczki, ale z niego nie korzystam. 
Większym problemem jest już sama aplikacja na powieki. Cienie mają tendencję do pylenia i osypywania się. Trzeba więc przed nałożeniem strzepnąć nadmiar z aplikatora. Poza tym podczas blendowania lubią się ścierać, przez co czasami trzeba dokładać produktu. 
Kilka słów o pigmentacji. Nie ma się co oszukiwać, iż pierwsze cztery cienie rzucają na kolana, bo tak nie jest. Są one do siebie bardzo zbliżone a przy tym słabo widocznie. Niemniej jednak dobrze sprawdzają się jako cienie wyrównujące koloryt skóry. Ponadto stosowana baza nieco podbija ich odcień. Pozostałe wersje są już lepiej napigmentowane i zauważalne na powiece. 
Trwałość jest zadziwiająco dobra. U mnie, nałożone na bazę, utrzymują się niemal cały dzień.
Zachowana gama kolorystyczna sprawia, iż cienie świetnie nadają się do dziennego, stonowanego makijażu. Niemniej jednak kilka mocniejszych odcieni sprawia, iż możemy wykombinować przy ich pomocy coś odważniejszego. 
Przyznam, iż wiązałam z tą paletką bardzo duże nadzieje. Obecnie mam wobec niej mieszane uczucia. Z jednej strony lubię ją stosować i robię to często, gdyż służy mi w wykonaniu delikatnego, dziennego makijażu. Z drugiej zaś ma swoje wady i wprawdzie zasługuje na uwagę to nie wiem czy mogłabym ją z czystym sercem polecić.

Znacie firmę Makeup Revolution? Dajcie znać czy mieliście styczność z tą paletką :) Może macie do polecenia jakieś inne produkty? :)

Iwona

niedziela, 10 stycznia 2016

Porcja Zdrowia: podaję kawę na ławę.

Cześć :)

Kawa, kawunia, kawusia... czarna, biała, szatan, lura, sypana, rozpuszczalna, cappuccino... Bez względu na formę, dla wielu jest niczym napój bogów. Przyznam, że kiedyś za nią nie przepadałam i odrzucał mnie już sam jej aromat. Teraz? Nie ma dnia bez "małej czarnej" i drugiej gratis ;) Czy warto sięgać po ten napar? Zdania jak zwykle są podzielone. Warto jednak zapoznać się z jej zaletami i wadami, i we wszystkim zachować umiar i zdrowy rozsądek :)

Rozpoczynając rozważania na temat kawy warto zaznaczyć, iż jest ona jednym z najbogatszych źródeł kofeiny. To właśnie ta substancja w głównej mierze odpowiada za wszelkie wartości wypijanego naparu.

Do zalet ulubionego przez wielu ludzi napoju zalicza się:

  • działanie pobudzające;
  • zwiększenie tempa przemiany materii;
  • przyśpieszenie spalania tłuszczu;
  • poprawę krążenia krwi i regulację jej krzepliwości;
  • zwiększenie wydajności fizycznej i psychicznej;
  • poprawę koncentracji i logicznego myślenia;
  • zmniejszenie bólu mięśni oraz bólów na tle migrenowym;
  • działanie antydepresyjne;
  • opóźnianie procesów starzenia (dzięki zawartości przeciwutleniaczy);
  • pozytywny wpływ na stan wątroby;
  • zmniejszenie ryzyka zachorowań na niektóre nowotwory;
  • zmniejszenie ryzyka cukrzycy typu 2;
Drugą stronę medalu stanowią takie niepożądane skutki jak:

  • wypłukiwanie z organizmu magnezu, wapnia oraz witamin z grupy B;
  • możliwość uszkodzenia płodu;
  • podnoszenie ciśnienia krwi ryzykownego dla osób z nadciśnieniem;
  • przyśpieszenie pracy serca;
  • nadmierne wydzielanie kwasów żołądkowych źle wpływające na osoby chorujące na wrzody żołądka, o których więcej możecie przeczytać w tym ciekawym wpisie;
  • przyśpieszenie pracy jelit mogące powodować biegunkę;
  • nerwowość, niepokój i rozdrażnienie;
  • trudności z zasypianiem;
  • przebarwienie zębów i zwiększona podatność na próchnicę.
Jakie są Wasze relacje z tym niewątpliwie aromatycznym naparem? Macie swoje ulubione marki, rodzaje bądź sposoby parzenia? :)

Iwona

piątek, 8 stycznia 2016

And the winner is... !

Hej :)

Dzisiaj szybki post, w którym chciałabym ogłosić zwycięzcę pierwszego zorganizowanego przeze mnie tutaj rozdania.

Ogromnie dziękuję wszystkim uczestnikom za chęć wzięcia w nim udziału. Nie będę ukrywać, iż życzyłabym sobie, aby nowi obserwatorzy nie zniknęli wraz z jego zakończeniem ;) W końcu Wasza obecność i pozostawiane komentarze są najbardziej motywujące i cieszące :)

Nie przedłużając już dłużej ogłaszam, iż skromna rozdaniowa paczuszka trafia do:

włosovelove.

Gratulacje! :)

Iwona

środa, 6 stycznia 2016

Olejek-w-Kremie od Elseve - hit czy kit?

Cześć :)

Włosy to mój odwieczny problem. Suche i poniszczone strąki bardzo często wyglądają niczym u stracha na wróble. Ucieszyłam się więc, gdy dostałam do przetestowania olejek w kremie zawierający w sobie "moc 6 olejków kwiatowych". W końcu wiele włosomaniaczek bardzo sobie chwali właściwości naturalnych składników. Czy taka bomba witaminowa przyczyniła się do poprawy kondycji mojej upiornej czuprynki? Zapraszam do zapoznania się z recenzją.

Zdaniem producenta:
Delikatna konsystencja nietłustego kremu, aby odżywić, wygładzić włosy, nadając im olśniewający blask.
Olejek-w-Kremie łączy w sobie moc 6 olejków kwiatowych. Formuła delikatnego kremu otula włókno włosa, aby je intensywnie odżywić. Szybko się wchłania, a włosy odzyskują olśniewający blask, miękkość i jedwabistą gładkość.
Różnorodność aplikacji:
- na wilgotne włosy: nałóż niewielką ilość Olejku-w-Kremie na dłoń, następnie rozprowadź na całą długość włosów, aby je odżywić, wygładzić i nadać im jedwabistą miękkość;
- przed suszeniem: nałóż Olejek-w-Kremie na włosy, aby chronić włosy przed szkodliwym działaniem ciepła suszarki;
- na suche włosy: nałóż niewielką ilość Olejku-w-Kremie na całe włosy lub tylko na końcówki, aby odżywić, nadać blask i zdyscyplinować niesforne kosmyki lub jako wykończenie fryzury na włosach związanych w koński ogon lub uczesanych w kok.

Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cocos Nucifera Oil/ Coconut Oil, Cetyl Alcohol, Cetyl Esters, CI 15985/ Yellow 6, CI 19140/ Yellow 5, Chamomilla Recutita Extract/ Matricaria Flower Extract, lactic Acid, Phenoxyethanol, Behentrimonium Methasulfate, Trideceth-6, Chlorhexidine Digluconate, Helianthus Annuus Seed Oil/ Sunflower Seed Oil, Nelumbium Peciosum Extract/ Nelumbium Speciosium Flower Extract, Benzyl Alcohol, Cinnamal, Linalool, Linum Usitatissimum Flower Extract, Amodimethicone, Caprylic/ Capric Triglyceride, caramel, Gardenia Tahitensis Flower Extract, Rosa Cinana Flower Extract, Bisabolol, BHT-Cetrimonium Chloride, Glycine Soja Oil/ Soybean Oil, Parfum/ Frangrance (F.I.L. C171304/1)

Pojemność:150 ml

Cena: ok. 20 zł


Moja opinia: 
Opakowanie to miękka tubka o estetycznej i przyciągającej wzrok szacie graficznej.
Wprawdzie otwór jest niewielki to produkt wydobywa się z łatwością. Dlaczego? Jest tak rzadki, że mogłabym go nazwać wodą o jedwabistej konsystencji. Nawet nie trzeba ściskać opakowania, żeby nam się z niego wylewało. Trzeba przez to niesamowicie uważać, gdyż przy aplikacji możemy sobie wszystko ubabrać, nie wspominając już o marnowaniu produktu.
W składzie niby znajdziemy te wszystkie drogocenne olejki o których wspomniał producent, lecz są one posiane na całej długości listy i część z nich stanowi tylko niewielki dodatek. 
Zapach... wiem że ma swoje zwolenniczki, które uważają go za delikatny i kobiecy. Dla mnie jednak to nie tyle maleńki śmierdziuszek co wielki śmierdziel. Mocny, intensywny, drażniący i mdlący. Niestety długo utrzymuje się na włosach. Potem latam po pokoju i próbuję go od siebie odgonić, a ten jak na złość wszędzie się za mną ciągnie...
 Przejdźmy do sedna sprawy, czyli działania. Olejek testowałam zarówno na suchych jak i mokrych włosach. Oto efekty:
Wprawdzie nie mam większych problemów związanych z przetłuszczaniem się włosów to ten specyfik za każdym razem niesamowicie je obciążał. Już na drugi dzień były oklapnięte i wyglądały na nieświeże. Z powodu tego obciążenia rzeczywiście były (jak to stwierdza producent) zdyscyplinowane, niestety w negatywnym znaczeniu. Rzekłabym nawet, że sklejały się niczym po użyciu "Kropelki".
O jakiejkolwiek miękkości czy jedwabistości włosów nie ma tutaj mowy. U mnie jeszcze bardziej spotęgował się efekt szorstkości i matowości.
Blask obiecywany przez producenta? No a jakże! Włosy się świecą niczym psu... no wiecie. Tyle tylko że z tłustości a nie z odżywienia czy nawilżenia.
Preparat to nie tylko bubel roku, ale i dekady, wieku i czego by się tam jeszcze nie wymyśliło. Nie polecam.

Napiszcie czy miałyście styczność z tym koszmarkiem? Może u Was spisał się lepiej?

Iwona

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Woda różana - z czym to się "je"?

Hej :)

Mając możliwość wyboru produktów otrzymanych w ramach współpracy ze sklepem Zdrowy Market 24 skusiłam się na wodę różaną. Wprawdzie nie przepadam za zapachem tego kwiatu w kosmetykach to jednak zaciekawiła mnie ona swoją wszechstronnością. Przydaje się zarówno w kuchni jak i w pielęgnacji, toteż świetnie wpisuje się w kosmetyczno-kulinarną tematykę tego bloga. Pozwólcie zatem, iż najpierw przedstawię ogólne zastosowanie tego specyfiku a następnie omówię jak sprawdziła się u mnie woda konkretnie posiadanej przeze mnie firmy. 

Zastosowanie wody różanej w kuchni:
  • używana jako aromat do wypieków;
  • stanowi dodatek do napojów i dań mięsnych
W pielęgnacji może być wykorzystana jako:
  • tonik, który nawilża i odżywia każdy rodzaj cery oraz łagodzi stany zapalne i reguluje wydzielanie sebum przy skórze trądzikowej;
  • spray odświeżający cerę;
  • kompres na oczy (nasączony wacik przykładamy na powieki);
  • baza do maseczek (wzmacnia działanie glinek);
  • płukanka do włosów nadająca im blask, elastyczność i wygładzenie;
  • mgiełka zapachowa
Aromat różany dla zdrowia:
  • uspokaja;
  • reguluje pracę mięśnia sercowego;
  • usprawnia pracę systemu nerwowego;
  • wzmacnia odporność;
  • płukanki z wody różanej działają antybakteryjnie wspomagając stan jamy ustnej

Skład: oczyszczona woda źródlana, olejek różany

Pojemność: 190 ml

Cena: ok. 5 zł

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w szklanej butelce z prostą szatą graficzną jasno określającą zawartość. 
Ma charakterystyczny i intensywny zapach świeżych róż. 
Z racji tegoż zapachu szybko zaprzestałam stosowania tego specyfiku w celach kuchennych. Pomimo dodania małej ilości przygotowane potrawy miały dla mnie zbyt mdlący smak.
Woda różana towarzyszy mi codziennie jako tonik podczas porannej pielęgnacji. Przemywana nim twarz jest ładnie nawilżona a wszelkie niedoskonałości ukojone. Cera wygląda na zdrowszą i bardziej promienną. Działanie antybakteryjne sprawia, iż w ciągu dnia przybywa mi mniej nieprzyjaciół. 
Zachęcona pozytywnym działaniem na włosy testowałam ją również jako płukankę. 
U mnie jednak nie zdała rezultatu, gdyż włosy nie były błyszczące bądź wygładzone a jedynie bardzo posklejane i szorstkie w dotyku. 
Przy wszystkich swoich zastosowaniach produkt okazuje się bardzo wydajny. Stosuję go regularnie i wykorzystałam już w różnych celach a mam jeszcze sporo zawartości. 
Wprawdzie produkt nie wywiązał się u mnie ze wszystkich swoich właściwości to i tak zachęcam do wypróbowania. Wiadomo, że każdy inaczej reaguje na stosowane produkty, więc może u Was zadziałałby znacznie więcej. Mam na myśli głównie działanie na włosy, bo wiem że w tym aspekcie ma wiele swoich fanek.

Napiszcie czy tego typu specyfik gości w Waszej pielęgnacji. Jeśli znacie inne zastosowania aniżeli omówione przeze mnie to dajcie znać, chętnie z nich skorzystam :)

Iwona

niedziela, 3 stycznia 2016

"Wkrocz zdrowo w Nowy Rok" - wyniki konkursu z Sante.

Cześć :)

Dzisiaj szybki post, w którym chciałabym ogłosić zwycięzców w zorganizowanym przeze mnie niedawno konkursie "Wkrocz zdrowo w Nowy Rok". Przypomnę, że do wygrania były dwa zestawy produktów marki Sante ufundowane przez tę właśnie firmę.

Zanim jednak przejdę do sedna to zaznaczę, że chociaż zgłoszeń nie było zbyt wiele to i tak miałam twardy orzech do zgryzienia. Teraz dopiero zaczynam doceniać pracę innych osób, które w rzetelny sposób wybierają laureatów konkursów z setkami a nawet tysiącami zgłoszeń. Szacunek!

Może niektórym wybrane przeze mnie przepisy wydają się pracochłonne lub skomponowane ze sporej ilości składników to jednak od razu wpadły mi one w oko. Byłabym zatem nie fair sama wobec siebie gdybym ich nie nagrodziła.

Wszystkim uczestnikom dziękuję za udział w konkursie i przysłanie swoich pysznych i zdrowych propozycji. Niemniej jednak nagrody otrzymują:

Aleksandra Kuźbida 
za przepis na burgery marchewkowe z amarantusem i kaszą jaglaną
Dolce120 
za przepis na krakersy z dyni, z kozim serkiem i karmelizowaną cebulą

Burgery marchewkowe z amarantusem i kaszą jaglaną


Składniki:
3 średniej wielkości marchewki, starte na drobnych oczkach lub pocięte nożykiem julienne
1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej od firmy Sante
1/3 szklanki ugotowanego amarantusa od firmy Sante
2 łyżeczki curry
1 łyżeczka soli himalajskiej różowej o firmy Sante
1 pęczek natki pietruszki
1/3 szklanki nasion słonecznika
3 łyżki sosu sojowego
1 jajko
2 czubate łyżki bułki tartej
Przygotowanie:
Do dużej miski przełożyć startą marchew, dodać ugotowaną kaszę jaglaną i amarantus. Wymieszać i dodać: curry, sól, posiekaną natkę pietruszki, słonecznik oraz sos sojowy. Ponownie wymieszać. Na koniec dodać rozkłócone jajko oraz bułkę tartą. Formować niewielkie kulki i układać na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Kulki delikatnie spłaszczyć dłonią, aż powstaną burgery. Piec w temperaturze 200 stopni przez 10 minut. Po tym czasie, przewrócić na drugą stronę i piec jeszcze przez 4 minuty.
Burgery są doskonałe w wersji solo, na ciepło lub zimno oraz tradycyjnie - w bułce z ulubionymi dodatkami


Krakersy z dyni, z kozim serkiem i karmelizowaną cebulą


Składniki na krakersy:
350g płatków owsianych Sante
1 szklanka łuskanych pestek słonecznika Sante
1 szklanka siemienia lnianego Sante
1 szklanka łuskanych pestek dyni Sante
1/2 szklanki nasion chia Sante
1/2 szklanki orzechów włoskich Sante 
2 łyżeczki soli morskiej Sante
2 szklanki puree z dyni 
1 szklanka mąki orkiszowej
1 łyżka czarnuszki (opcjonalnie)
1 łyżka nasion kolendry
2 łyżki miodu
4 łyżki oliwy z oliwek 
Dodatkowo:
opakowanie białego serka koziego do smarowania
2 czerwone cebule
4 łyżki oliwy z oliwek (bądź innego oleju)
1 łyżka miodu
1/2 łyżki soku z cytryny
Przygotowanie: 
Nasiona kolendry rozgnieć w moździerzu. 
Zmiel orzechy.
   Do miski wsyp suche składniki, czyli: płatki owsiane, pestki słonecznika, len, pestki dyni, mąkę, nasiona chia, orzechy włoskie, czarnuszkę, kolendrę i sól.
Dodaj miód, oliwę z oliwek i puree z dyni.
Wymieszaj wszystkie składniki i zacznij wyrabiać ciasto, dolewając stopniowo wodę, aż do uzyskania zwartej masy.
 Owiń ciasto folią i zostaw na pół godziny.
 Rozgrzej piekarnik do 200 st.C.  W tym czasie przygotuj dwa arkusze papieru do pieczenia.
 Na jeden  z arkuszy połóż ciasto, spłaszcz je dłonią, przykryj drugim arkuszem i rozwałkuj na grubość ok. 5 mm.
Pokrój ciasto na kwadraty i ułóż na wyłożonej papierem blasze do pieczenia.
 Piecz ok. 20 minut. Następnie wyjmij na kratkę i zostawić do wystygnięcia.
W tym czasie przygotuj karmelizowaną cebulę. 
Obierz cebulę i pokrój ją w półplasterki.
 Na patelni rozgrzej oliwę z oliwek (lub inny olej).
Wrzuć cebulę i smaż na małym ogniu, często mieszając przez ok. 20 minut.
 Gdy stanie się szklista, dodaj sok z cytryny, szczyptę soli, a następnie miód.
Smaż jeszcze 5 minut.
Krakersy podawaj z serkiem i cebulą. 

   Iwona

piątek, 1 stycznia 2016

Projekt denko - grudzień.

Hej :)

No i mamy 2016 rok. Wierzycie w to? Do mnie to jakoś nie dociera... Nie ogarniam fenomenu ubiegającego czasu. No ale cóż, nie ma być notka z filozoficznymi przemyśleniami a produkty, które zużyłam w ostatnim miesiącu ubiegłego roku. Nowym obserwatorom przypomnę legendę, a potem już nie przedłużając przedstawię grudniowe denko :)

ulubione produkty, do których z chęcią powrócę;
przyzwoite produkty, które być może będe jeszcze kiedyś stosować;
produkty, do których nie powrócę (m.in. buble, produkty zbyt drogie, wycofane z oferty, edycje limitowane);


  • Spa Vintage Body Oil, olejek do kąpieli z masłem shea - pojemność: 200 ml. Nie przypadł mi do gustu ten produkt. Niby dobrze się pienił i oczyszczał skórę, ale miał okropny, drażniący zapach. Chciałam go przez to szybko wykończyć, a jak na złość okazał się niesamowicie wydajny. Był neutralny dla skóry;
  • Balea, żel pod prysznic "mandarynka" - pojemność: 300 ml. Ten kosmetyk omówiłam tutaj;
  • Alverde, szampon nabłyszczający z kwiatem cytryny i morelą - pojemność: 200 ml. Z racji tego, iż nie zawiera SLSów bardzo słabo się pienił przez co był niewydajny. Dobrze oczyszczał włosy, ale pozostawiał je bardzo splątane. Nie zauważyłam żadnego działania nabłyszczającego;
  • Linda, kremowe mydło w płynie o zapachu "fresh fruit" - pojemność: 500 ml. Dobrze spisał się w swojej głównej roli, gdyż oczyszczał dłonie nie przesuszając ich. Niemniej jednak nie wiem skąd producent wytrzasnął zapach świeżych owoców. Dla mnie był to aromat proszku do prania;
  • Isana Young, żel do mycia twarzy z kwasami owocowymi - pojemność: 150 ml. Bardzo przyjemny produkt niedostępny niestety w polskim Rossmannie. Dobrze oczyszcza skórę, pozostawiając ją gładką. Nie zapycha ani nie powoduje wysuszenia;
  • Dentix Plus, pasta do zębów "Herbal Mineral Plus" - pojemność: 125 ml. Dobrze oczyszczała zęby, ale nie pieniła się tak dobrze jak inne biedronkowe pasty. Poza tym miała zbyt słaby jak dla mnie smak;
  • Colgate, pasta do zębów "Herbal Original" - pojemność: 125 ml. Bardzo dobrze się pieniła i oczyszczała zęby, ale częste stosowanie powodowało przesuszenie kącików ust. Podobnie jak pasta omówiona wyżej, miała zbyt słaby smak;

  • Eveline Cosmetics, Spa! Professional, luksusowy balsam głęboko nawilżający "pistacja i migdał" - pojemność: 200 ml. Jego recenzja znajduje się w tym poście;
  • Sothys Paris, maska peelingująca - pojemność: 40 ml. Przyznam, że nie stosowałam jej regularnie przez co długo zalegała w mojej kosmetyczce. Po jednorazowym zastosowaniu skóra była ładnie oczyszczona i wygładzona. Wyglądała na zdrowszą i bardziej promienną;
  • Isana, lotion do rąk z panthenolem i masłem shea - pojemność: 300 ml. Chętnych zapoznania się z tym produktem odsyłam tutaj.
  • Rival de Loop, nawilżający krem pod oczy - pojemność: 15 ml. Jego działanie omówiłam tutaj;
  • BeBeauty, Hands Expertive, pielęgnacyjne krem do rąk z wapniem i woskiem pszczelim - pojemność: 125 ml. produkt nie wyróżniający się niczym szczególnym. Miał lekką konsystencję, szybko się wchłaniał i nie pozostawił nieprzyjemnej powłok. Niemniej jednak działanie nawilżające i pielęgnacyjne było krótkotrwałe;
  • Einstein, Lip Therapy, balsam do ust - pojemność: 3,6 g. Produkt, który ze względu na dawanie uczucia mrowienia lepiej spisuje się w cieplejsze dni. Dobrze nawilża usta nie pozostawiając na nich nieprzyjemnej powłoki. Nałożony w zbyt dużej ilości sprawiał, że kosmetyki kolorowe nie chciały się rozprowadzać. Niestety opakowanie nie jest zbyt higieniczne. 
Pozwólcie, że w tym miejscu złożę Wam również najszczersze życzenia wszelkiej pomyślności w Nowym Roku. Niech spełniają się Wasze plany oraz marzenia, i niech los stawia na Waszej drodze samych życzliwych ludzi :)

Znacie zużyte przeze mnie produkty? Co wam udało się wykończyć w grudniu? :)

Iwona