czwartek, 28 maja 2015

Mały rozmiar - bogate wnętrze, czyli Nasiona Chia.

Witajcie :)

"Superfoods"... określenie te w coraz większym stopniu podbija rynek konsumencki. Odnosi się do produktów mających cenne dla organizmu wartości. I tak jak niegdyś do szczęścia wystarczał zwykły czosnek czy cebula, tak obecnie kuszeni jesteśmy wszelkimi ciekawostkami, m.in. algami, jagodami goji i acani czy komosą ryżową.

Jak można już było nie raz zauważyć na blogu, sama również sięgam po tego typu cuda. Głównym powodem są oczywiście ich wartości odżywcze. Muszę jednak przyznać, iż produkty te (głównie z racji ceny) wydają mi się "ekskluzywniejsze" przez co mam ochotę na testowanie czegoś co na co dzień nie jest w moim zasięgu.

Nasiona Szałwii Hiszpańskiej ciekawiły mnie już od dłuższego czasu a puddingi z wykorzystaniem Chia przedstawiane na niektórych blogach kusiły swoim wyglądem. Niezmiernie ucieszyła mnie więc możliwość przetestowania tych magicznych ziarenek dzięki współpracy ze sklepem BIO-KRAINA.


Większość przepisów dostępnych na blogach opiera się na wykorzystaniu sporej ilości nasion. Na opakowaniu zaznaczona jest jednak informacja, iż dzienna zalecana dawka nie powinna przekraczać 3 łyżeczek. Postanowiłam więc nie tworzyć puddingu jako osobnego posiłku a wkomponować go w część śniadania.

Kasza jaglana z truskawkami, wiórkami kokosowymi 
i puddingiem z nasion Chia

Składniki puddingu:
łyżka nasion Chia
5 łyżek mleka

Przygotowanie:
Ziarenka zalewamy mlekiem, mieszamy i wstawiamy na noc do lodówki. 
Rano ponownie mieszamy i podajemy z resztą posiłku. 

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym przy okazji przedstawiania tego produktu nie wspomniała o jego cudownych wartościach. Tak więc Szałwia Hiszpańska:

  • jest skarbnicą kwasów omega-3, wapnia i żelaza;
  • jest bogata w wysokiej jakości białka;
  • wspomaga pracę mózgu, poprawiają pamięć i koncentrację;
  • pomaga złagodzić stany depresji;
  • zmniejsza ryzyko rozwoju raka piersi;
  • wpływa korzystnie na układ sercowo-naczyniowy;
  • dzięki zawartości potasu reguluje ciśnienie tętnicze krwi;
  • usprawnia pracę układu pokarmowego;
  • reguluje proces trawienia i poprawia pracę jelit.
Od siebie dodam, iż nasiona Chia same w sobie nie mają charakterystycznego smaku. Dzięki temu możemy je dodawać do wielu potraw. Mają podobną właściwość aniżeli siemię lniane, czyli wchłaniają wodę, dzięki czemu są świetnym zagęstnikiem. 

Ponieważ otrzymałam produkt konkretnej firmy zaznaczę tylko, iż papierowe opakowanie z folią z przodu nie wytrzymało podróży. Ziarenka nieco się rozsypały przez co od razu przełożyłam je do słoiczka. 

Napiszcie czy znacie te magiczne nasionka i jakie są Wasze ulubione przepisy z ich wykorzystaniem :)

Iwona

wtorek, 26 maja 2015

Ponieważ jestem tego warta?

Hej :)

Na wstępie zaznaczę, że dzisiejszy post może być nieco chaotyczny. Mam milion myśli, ale ciężko ubrać mi je w słowa. Niemniej jednak postaram się sklecić coś w miarę sensownego.

L'OREAL... kto nie zna ręka do góry! Ślepotką nie jestem a żadnych nie widzę. Nic dziwnego, w końcu to jeden z największych i najpopularniejszych koncernów kosmetycznych, której produkty zawsze kojarzyły mi się z czymś luksusowym. Być może spowodowały to występujące w ich reklamach światowej sławy kobiety lub eleganckie i estetyczne opakowania. Sama nie wiem. W każdym razie myślałam o nich jako o tych lepszych. Wprawdzie produkują "masówkę" dla takich marek jak choćby Garnier czy Maybelline to jednak te nieco droższe jak Vichy, La Roche Porsay czy L'Oreal Paris nie zawsze były w moim zasięgu. Możecie więc sobie wyobrazić jakiego banana miałam na twarzy gdy trafiło do mnie kilka produktów L'Oreal Paris. Wśród nich znalazł się krem udoskonalający "Skin Perfection" mający być innowacją na rynku kosmetycznym. Dziś kilka słów na jego temat, gdyż jest tego wart. Czy aby tylko w pozytywnym znaczeniu?


Zdaniem producenta:
Po 25. roku życia skóra, choć wciąż młoda, już nie jest tak perfekcyjna jak dawniej. Stres, zmęczenie i szybkie tempo życia wpływają na pojawienie się zmian na powierzchni skóry i widoczne pogorszenie jej jakości.
Laboratoria L'Oreal zidentyfikowały trzy aspekty niezbędne dla osiągnięcia perfekcyjnej cery: pory, koloryt i powierzchnia.
Naukowcy L'Oreal opracowali przełomowy składnik aktywny, aby działać na widoczną poprawę jakości skóry:
Perline-P: działa na poprawę wyglądu porów, wyrównanie kolorytu i powierzchni skóry. 
LHA: stymuluje odnowę komórkową.
PO 1 MINUCIE skóra jest nawilżona i wyjątkowo miękka.
PO 1 TYGODNIU pory są widocznie zmniejszone, a skóra promienna.
PO 1 MIESIĄCU zaczerwienienia stają się widocznie zredukowane, skóra jest gładka, a jej struktura jednolita.

Skład + pojemność:

Cena: ok. 30 zł

Moja opinia:
Krem zamknięty jest w ładnym, szklanym słoiczku o standardowej pojemności.
Ma delikatną i aksamitną konsystencję o lekko różowym zabarwieniu.
 Szybko się wchłania nie pozostawiając na twarzy nieprzyjemnej powłoki ani świecenia. 
Zapach dość trudny do opisania. Trochę jakby kwiatowy, trochę duszący i specyficzny. Da się znieść, ale szału nie wywołał. 
Skład... No cóż, jedni umieszczają silikony w inne części ciała, pozostali serwują je sobie na twarz. W przypadku tego kremu zaserwujemy ich dość sporo. 
Dobra, jedziemy z koksem, czyli działaniem. Obietnice producenta ciekawe i kuszące, więc po kolei.
"PO MINUCIE skóra jest nawilżona". Stwierdziłabym raczej, że PRZEZ MINUTĘ skóra jest nawilżona. Produkt jeszcze dokładnie się nie wchłania a już odczuwam potrzebę nałożenia kolejnej warstwy. 
Z miękkością się zgodzę, bo rzeczywiście skóra jest gładsza i delikatniejsza.
Zmniejszenie porów? Jeśli ktoś ich nie posiada to pewnie tak... U mnie zupełnie na nie nie wpłynął. 
Odnośnie do zaczerwienień to się nie wypowiem, gdyż nie mam do nich tendencji i na szczęście walczyć z nimi nie muszę. 
Nie zauważyłam również poprawy kolorytu cery bądź ujednolicenia jej struktury. Mam wrażenie, że twarz jak była poszarzała tak jest nadal. 
Co jeszcze dobija mnie w tym produkcie to fakt, iż podczas jego aplikacji piecze mnie twarz. Może i efekt nie jest długotrwały, ale jednak do przyjemnych nie należy.
Jak można zauważyć produkt zupełnie nie przypadł mi do gustu. Troszkę mi przykro że "jestem warta" takiej "innowacji". No cóż, L'Oreal potrafi podnieść samoocenę...

Znacie ten bądź inny produkt tej firmy? Mam nadzieję, że u was lepiej się spisują :)

Iwona

sobota, 23 maja 2015

BingoSpa, średni peeling błotny do twarzy.

Cześć :)

Odkąd pamiętam moją zmorą są niedoskonałości cery. Trądzik młodzieńczy pozostawił po sobie przebarwienia, zaś wszelkiego rodzaju nieprzyjaciele pojawiają się pomimo przekroczenia 25-go roku życia.

Jak niektórym zapewne wiadomo, jedną z metod pozbywania się tych nieprzyjemności są kwasy. Najlepiej działają te przepisane przez dermatologa bądź wykonane w gabinecie kosmetycznym. Rynek oferuje nam również produkty z ich niższym stężeniem, dzięki czemu możemy je stosować w zaciszu własnego domu. Niemniej jednak, nawet z tym przypadku należy zachować umiar i dostosować się do kilku ważnych zasad, m.in. stosowania filtrów.

Produkty z kwasami BingoSpa kusiły mnie od dłuższego czasu. Pozytywne opinie dawały nadzieję na poprawę stanu skóry. Nic więc dziwnego, że mając możliwość wyboru produktów tej marki do przetestowania, skusiłam się na peeling z kwasem mlekowym i kwasami owocowymi. Czy wybór okazał się trafny, a może spotkało mnie rozczarowanie?

Zdaniem producenta:
Średni peeling błotny do twarzy z kwasem mlekowym i kwasami owocowymi AHA. Zawiera 10% naturalnego błota z Morza Martwego, 3% mielonych pestek z owoców, kwas mlekowy i 50%-owe kwasy owocowe. 
W przypadku cery tłustej i mieszanej błoto z Morza Martwego oczyszcza zatkane pory skóry oraz powoduje istotne zwężenie porów skóry.
Kwas mlekowy i kwasy AHA - kompozycja ekstraktów z marakui, cytryny, winogrona i ananasa - rozpuszczają martwy naskórek, zwiększają poziom nawilżenia skóry, zmniejszają przebarwienia, stymulują syntezę kolagenu skutkiem czego poprawia się elastyczność, gładkość oraz wygląd zewnętrznej warstwy skóry.

Skład:
Aqua, Dead Sea Mud Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Prunus Ameniaca Seed Powder, Juglans Regia Shell Powder, Prunus Amygdalus Dulcis Shell Powder, Cetyl Alcohol, Passiflora Edulis Fruit Extract, Saccharum Officinarum Extract, Citrus Medica Limonum Extract, Ananas Salivus Extract, Vitis Vinifera Extract, Lactic Acid, Citric Acid, DMOM-Hydantoin, Matylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben, Phenoxyethanol. 

Pojemność: 100 g

Cena: 16 zł


Moja opinia: 
Produkt zamknięty jest w okrągłym plastikowym opakowaniu dającym nam możliwość bezproblemowego zużycia do samego końca. 
W wyglądzie i konsystencji rzeczywiście przypomina błoto. Naszym oczom ukazuje się gęsta, szara maź o niejednolitej strukturze z licznymi małymi drobinkami. 
Ocena zapachu może być nieco skomplikowana, gdyż dla wielu osób kosmetyk zapewne nie będzie pachniał a po prostu śmierdział... Trzeba mu oddać, iż rzeczywiście oddaje klimat ziemi. Jest intensywny i charakterystyczny, aczkolwiek mi nie przeszkadza. 
Skład ni to na plus, ni na minus. Kwasy wysoko na liście, ale jej koniec stanowią same parabeny. 
Przy aplikacji kosmetyk powoduje delikatne pieczenie. Efekt nie jest jednak długotrwały a twarz nie pozostaje podrażniona ani zaczerwieniona,
Sama aplikacji jest nieco inna aniżeli przy znanych mi dotąd kremowych peelingach, które utrzymują się na masującym miejscu. Tutaj produkt gładko rozsmarowuje się po twarzy a drobinki wszędzie rozprzestrzeniają. Wprawdzie same ziarenka są malutkie i niezbyt ostre to jednak czuć je podczas masowania.
Działanie peelingu uznałabym za "dwojakie". 
Po samym zastosowaniu skóra jest wyraźnie oczyszczona, wygładzona i miękka w dotyku. Wygląda na ożywioną. Nie jest wysuszona ani ściągnięta.
Niestety, przy regularnym stosowaniu 2 razy w tygodniu, nie zauważyłam wpływu kosmetyku na stan przebarwień czy porów. Nie zostały one ani zmniejszone ani zwężone. Nie mam również wrażenia aby peeling wpłynął na ilość pojawiających się niedoskonałości.
Kosmetyk sprawdza się bardzo dobrze jeśli chcemy natychmiastowego efektu wygładzenia i odżywienia skóry. Osoby oczekujące spektakularnych i długotrwałych efektów mogą być nieco rozczarowane.

Znacie ten produkt marki BingoSpa? Jakie są Wasze ulubione peelingi? :)

Iwona

środa, 20 maja 2015

Liście denkuję...

Cześć :)

W kuchni jest miejsce zarówno na klasykę jak i na improwizację. Dlatego też przedstawiam dzisiaj pomysł na danie, które tylko z pozoru przypomina standardowe gołąbki.

Ostatnio na wieczornej promocji w Kauflandzie udało mi się kupić tanią kalarepę. Jej liście tak się do mnie uśmiechały że żal było je wyrzucać. W końcu w kuchni nic zmarnować się nie może ;) Pomyślałam więc, iż fajnie byłoby coś w nie zawinąć. Jak wiecie lubię eksperymentować, więc nadzienia z ryżu i mięsa nie brałam pod uwagę. Co więc skrywa wnętrze tej zieleniny? Zapraszam do zapoznania się z przepisem :)

Składniki (na 2 porcje):
woreczek/100 g kaszy jęczmiennej
1/2 szklanki czerwonej soczewicy
koperek
przyprawy: majeranek, tymianek + ulubione
liście kalarepy


Przygotowanie: 
Kaszę oraz soczewicę gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Liście kalarepy zalewamy wrzątkiem i odstawiamy do zmięknięcia. 
Ugotowaną kaszę oraz soczewicę mieszamy z posiekanym koperkiem oraz przyprawami. 
Przygotowany farsz wykładamy partiami na ostudzone liście i zawijamy je tworząc klasyczne gołąbki. 
Podajemy z sosem pomidorowym bądź - tak jak u mnie - porcją dodatkowych warzyw.
SMACZNEGO! :)

Przy okazji przeczytałam troszkę o liściach kalarepy i dowiedziałam się że są korzystne dla naszego zdrowia:
  • zawierają sole mineralne: sód, potas, wapń, mangan, żelazo, miedź, jod;
  • są źródłem witaminy B1, B2, B6, C i kwasu foliowego;
  • dzięki niskiej zawartości cholesterolu polecane są osobom cierpiącym na miażdżycę;
  • wspomagają przemianę materii;
  • mają działanie bakteriobójcze
  • UWAGA! Mają również działanie wzdymające przez co powinny na nie uważać osoby z wrażliwym żołądkiem.
Skusicie się na taką wersję "gołąbków"? Może macie jakieś swoje eksperymentalne przepisy? :)

Iwona

poniedziałek, 18 maja 2015

Olejki = luksus? O kremie Eveline słów kilka.

Cześć :)

Kokosowy, migdałowy, arganowy... oleje podbijają świat kosmetyczny. Swoimi właściwościami mają działać korzystnie na nasze ciało przez co sięgamy po nie coraz chętniej. Nic więc dziwnego że są składnikiem niemal każdego nowo pojawiającego się produktu.

Od jakiegoś czasu mam możliwość testowania luksusowego kremu ujędrniająco-wygładzającego firmy Eveline. Czy kosmetyk jest godny uwagi a dodatek olejków czyni go "luksusowym"? O tym w dzisiejszej notce :)

Zdaniem producenta:
Ekstra Soft bioolejek makadamia - luksusowy krem ujędrniająco-wygładzający do skóry suchej i bardzo suchej, wymagającej głębokiego odżywienia i natychmiastowego ukojenia.
Olejek makadamia regeneruje, nawilża, wygładza i uelastycznia. Chroni skórę przed wolnymi rodnikami i przed szkodliwym działaniem promieni UV.
Olejek arganowy i kwas hialuronowy wyraźnie odmładzają, długotrwale nawilżają, ujędrniają i wygładzają.
Kompleks witamin (A, E, F) poprawia jędrność i elastyczność oraz błyskawicznie nadaje skórze aksamitną gładkość i miękkość.

Skład + pojemność:

Cena: ok. 13 zł

Moja opinia:
200 ml produktu zamknięte jest w okrągłym, plastikowym opakowaniu przez co zużycie całego kremu nie stanowi problemu. Ponadto zabezpieczony był folią, dzięki czemu mamy pewność że nie buszowały w nim żadne wścibskie paluszki ;)
Ma bardzo treściwą i aksamitną konsystencję. Zauważyłam jednak, iż z czasem delikatnie się rozwarstwia. Łatwo rozprowadza się na skórze i błyskawicznie wchłania. Nie pozostawia nieprzyjemnej powłoki. 
Ciężko mi scharakteryzować zapach... z jednej strony jest subtelny, delikatny i otulający,
z drugiej zaś - intensywny i intrygujący. Bardzo mi się podoba, aczkolwiek będzie odpowiedniejszy na chłodniejsze wieczory. 
Główny składnik kosmetyku, czyli olejek makadamia wymieniony jest już na 3 miejscu listy. Wysoko znajduje się również gliceryna, mocznik oraz olejek arganowy. Ponadto produkt pozbawiony jest parabenów. 
Kwestia najważniejsza, czyli działanie kremu. Określiłabym je jako satysfakcjonujące. 
Nie mogę stwierdzić czy ujędrnia, aczkolwiek zdecydowanie wygładza skórę. Jest również nawilżona i miękka w dotyku. Produkt nie działa 24 godziny, jednak po wieczornym zastosowaniu efekt jest jeszcze odczuwalny rano. 
Ostatnimi czasy moja skóra lubi płatać figle i być w gorszej kondycji a produkt ten radzi sobie z jej suchością i podrażnieniami.

Znacie ten produkt? Może macie innych olejkowych faworytów? :)

Iwona

piątek, 15 maja 2015

Współpraca :)

Witajcie :)

Przychodzę dzisiaj z bardzo miłą dla mnie wiadomością. Jakiś czas temu udało mi się nawiązać współpracę z internetowym sklepem BIO-KRAINA.pl którego asortyment opiera się m.in. na naturalnej i zdrowej żywności, kosmetykach naturalnych oraz ekologicznych środkach czystości.

Bardzo miły kontakt z sympatycznymi Paniami Anią i Kasią zaowocował tym, iż dzisiaj mogłam odebrać swoją przesyłkę, w której znalazłam:

mąkę wiesiołkową
mąkę sojową

Nasiona szałwii Hiszpańskiej (Chia)
Organiczny RAW baton, kokosowy

czasopismo
ulotki
kalendarzyki

Jestem bardzo zadowolona z zawartości, gdyż produkty te nie gościły dotąd w mojej kuchni. Pomysły na ich wykorzystanie znajdą się oczywiście nie blogu :) Coś czuję, że na pierwszy ogień pójdą Nasiona Szałwii Hiszpańskiej, gdyż od dłuższego czasu miałam ochotę na popularny pudding Chia :)

Iwona

środa, 13 maja 2015

Odetchnęłam Prowansją?

Cześć :)

Jakiś czas temu, jak wiele blogerek, zostałam ambasadorką marki Le Petit Marseillais. W paczce którą otrzymałam znalazłam żel pod prysznic "Werbena i Cytryna" oraz produkt pod prysznic i do kąpieli "Pomarańcza i Grejpfruit". Kiedyś miałam okazję testować próbki żelu i balsamu tej firmy, ale nie przypadły mi do gustu. Tym bardziej byłam więc ciekawa otrzymanych nowości. Czy owe kosmetyki wywarły na mnie lepsze wrażenie czy też po raz kolejny poczułam się rozczarowana?

Żel pod prysznic "Werbena i Cytryna"

Zdaniem producenta:

Skład:

Pojemność: 400 ml

Moja opinia:
Produkt zamknięty jest w plastikowym, prostokątnym opakowaniu. 
Ma żelową, przezroczystą konsystencję niespływającą z dłoni.
Niestety żel słabiutko się pieni, zarówno aplikowany dłońmi jak i gąbką. Muszę nałożyć sporą ilość kosmetyku, aby się dokładnie umyć. Nie należy więc do najwydajniejszych. 
Zapach bardzo orzeźwiający, świetnie nadający się na ciepłe dni. Większości pewnie wyda się przyjemny, ale mnie dodatek werbeny zbytnio nie przekonuje. 
Z racji tego, iż żel słabo się pieni nie czuję zbyt dogłębnego oczyszczenia. Koniec końców niby odświeża, ale przyczynia się do tego głównie zapach.
Po zastosowaniu skóra jest w niezmienionej kondycji - ani nawilżona, ani przesuszona. 

Delikatny żel 2 w 1: pod prysznic i do kąpieli "Pomarańcza i Grejpfrut"

Zdaniem producenta:

Skład + pojemność:

Moja opinia:
Produkt również zamknięty jest w plastikowym, prostokątnym opakowaniu na którym widnieje informacja, iż nadaje się do recyklingu. 
Ma gęstą, żelową, przezroczystą konsystencję. 
Ten kosmetyk pieni się o wiele przyjemniej aniżeli wersja cytrynowa. Wystarczy niewielka ilość aby dokładnie oczyścić całe ciało.
Ponownie mamy styczność z orzeźwiającym zapachem, który bardzo mi odpowiada. Jest energetyzujący i pobudzający. Nie utrzymuje się jednak zbyt długo. 
Produkt dobrze spisuje się w swoim podstawowym działaniu, czyli oczyszczaniu skóry. Wprawdzie pozostawia ją delikatnie nawilżoną, ale i tak warto sięgnąć po dodatkowy kosmetyk pielęgnacyjny. 

Podsumowując oba produkty mogę stwierdzić, iż bardziej jestem zadowolona z wersji "Pomarańcza i Grejpfruit", który na pewno umili mi niejedną wiosenno-letnią kąpiel. 

Dajcie znać jak u was spisują się te kosmetyki i czy mieliście styczność z innymi produktami tej marki :)

Iwona

niedziela, 10 maja 2015

Promocyjne nowości.

Hej :)

Wreszcie koniec! Koniec tych wszystkich promocji w Naturach i innych Rossmannach które omówiłam tutaj. Człowiek tylko by chodził, oglądał i najchętniej kupował co popadnie... Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie skusiła się na małe co nieco. Wprawdzie długo się zastanawiałam nad ich zakupem, no bo przecież po co mi to czy tamto? Jednak niczego nie żałuję, gdyż większość tych kosmetyków stanowi część mojego dziennego makijażu.

W Naturze skusiłam się na trzy produkty. Zużyty ostatnio antybakteryjny puder Synergen postanowiłam zastąpić pudrem sypkim. Wybór padł na firmę My Secret (8,39 zł). Miejsce bazy pod cienie Virtual zajął produkt Essence (6,59 zł). Pomimo braku recenzji pokusiłam się także na mocno kryjący korektor tej samej firmy, który kosztował mnie 5,81 zł.


Teraz trzy podejścia do Rossmanna. No dobra, pięć podejść, ale nie czepiajmy się szczegółów :D W pierwszym tygodniu moje zbiory zasilił robiący ostatnio furorę rozświetlacz Wibo (4,99 zł). Drugi tydzień to oczy, a więc matowy eyeliner Lovely w szarym odcieniu, który kosztował 3,56 zł. Najwięcej produktów przybyło mi w ostatnim tygodniu. Sama kupiłam preparat do usuwania skórek Wibo (3,57 zł) oraz zachwalaną odzywkę 5 w 1 Miss Sporty, za którą dałam 4,07 zł. Chciałam również lakier w delikatnym odcieniu kawy z mlekiem. Wybór padł na serię Nude firmy Lovely w nr 4 (3,05 zł). Skusiłam się również na ochronną pomadkę marki AA. Była w "cenie na do widzenia", więc z dodatkowym rabatem uszczupliła mój budżet o całe 1,67 zł. Wprawdzie opinie ma nieciekawe to za taką cenę żal było nie wziąć. Zwłaszcza że taka forma aplikacji jest dla mnie najwygodniejsza.


Chłopak postanowił zafundować mi trzy kosmetyki, ale w końcu zdecydowałam się na dwa. Wzięłam pomadkę Miss Sporty w nr 20 oraz kolejny lakier do paznokci. Tym razem kolekcję zasilił "wydziwias" Wibo, a dokładniej ujmując zestaw z lakierem oraz brokatowym top coatem.


Znacie któryś z tych produktów? Jak przedstawia się podsumowanie Waszych promocyjnych zakupów? :)

Iwona

piątek, 8 maja 2015

BingoSpa, solny peeling do ciała.

Hej :)

Jakiś czas temu wspominałam Wam, że otrzymałam do przetestowania kilka kosmetyków marki BingoSpa. Dziś przychodzę z recenzją jednego z nich, a mianowicie peelingu z pyłem ze skały wulkanicznej i ekstraktem z czerwonej herbaty. Jeśli jesteście ciekawi jak spisał się u mnie ten produkt to zapraszam do dalszej części :)

Zdaniem producenta:
Pył ze skały wulkanicznej składającej się z krzemionki (70%) i związków alkaicznych - pomaga w dokładnym usunięciu martwego naskórka, skutecznie oczyszcza i wygładza skórę.
Ekstrakt z czerwonej herbaty jest silnym antyoksydantem - bogatym w witaminy, związki mineralne oraz wiele związków biologicznie czynnych: alkaloidy, flawonoidy, aminokwasy, pierwiastki śladowe (wapń, magnez, żelazo, selen) - rewitalizuje i ujędrnia skórę.

Skład:
Sodium Chloride, Urea, Sodium Hydragen Carbonate, Sodium Lauryl Sulfate, Volcanic Rock, Propylene Glycol, Camelia Sinensis Extract, Aspalathus Linearis Extract, Acorus Calanus Extract, Titanium Dioxide, Mica, Parfum, Linalool, CI19140, CI42080, CI15985, CI16255.

Pojemność: 580 g

Cena: ok. 12 zł

Moja opinia:
Peeling zamknięty jest w plastikowej butelce z nakrętką. Posiada dość spory otwór.
Ma intensywny i specyficzny zapach. Wyczuwam w nim jakby kwiatowe nuty. Dla niektórych może być drażniący, ale mi odpowiada.
Składa się z drobnego proszku oraz maleńkich kuleczek. 
Peeling ma bardzo przyjemny skład. Nie zawiera parafiny, która zazwyczaj daje złudzenie wygładzonej skóry.
Sporą uciążliwością jest dla mnie aplikacja kosmetyku. Z racji otworu wydobywa się go dość dużo. Poza tym peeling nie pieni się przez co ma tendencję do tego, iż nie przykleja się do skóry a całkowicie wysypuje z rąk. Staram się temu zaradzić tak, iż najpierw sypię nieco peelingu do nakrętki, a następnie z niej aplikuję go na ciało małymi partiami. 
Same drobinki są mocne i bardzo dobrze usuwają martwy naskórek. Już krótkie potarcie sprawia, iż skóra staje się niezwykle wygładzona a przy tym nawilżona i miękka w dotyku. 
Gdyby nie forma aplikacji to peeling uznałabym za bardzo dobry. Efekt spokojnie mogłabym porównać do tego uzyskiwanego przy pomocy mojego ulubionego, domowego peelingu kawowego.

Znacie omówiony przeze mnie produkt BingoSpa? Napiszcie o swoich ulubionych peelingach :)

Iwona

wtorek, 5 maja 2015

Buraczane klopsiki jaglane.

 Hej :)

Jakiś czas temu moja miłość do kaszy jaglanej i ciecierzycy zaowocowała tymi kotlecikami. Niedawno zaczęłam lekko modyfikować ten przepis i tak powstały buraczane klopsiki. Chętnych poznania receptury na te pyszne danie zapraszam do dalszej części notatki :)

Składniki (na 3 porcje):
szklanka kaszy jaglanej
szklanka ciecierzycy
2 szklanki wody
duży burak
mała cebula
1-2 ząbki czosnku
koperek
liść laurowy
1-2 kulki ziela angielskiego


Przygotowanie:
Ciecierzycę zalewamy zimną wodą i moczymy przez całą noc.
Kaszę jaglaną przelewamy zimną wodą a następnie wrzątkiem. Zagotowujemy 2 szklanki wody, wsypujemy kaszę i dodajemy liść laurowy oraz ziele angielskie. Gotujemy 10-15 minut do momentu wchłonięcia wody
Ugotowaną kaszę odstawiamy do przestygnięcia.
Z przestudzonej kaszy wyjmujemy liść oraz ziele a dodajemy ciecierzycę, posiekaną cebulę, czosnek oraz koperek. Całość blendujemy. 
Do masy dodajemy startego na drobnych oczkach i odciśniętego z nadmiaru soku buraka. Mieszamy.
Formujemy okrągłe klopsiki i umieszczamy na papierze do pieczenia. 
Pieczemy ok. 25-30 minut w temperaturze 175 stopni (z termoobiegiem). 
Podajemy z dodatkową porcją warzyw.

SMACZNEGO! :)

Skusicie się na takie klopsiki? :)

Iwona

piątek, 1 maja 2015

Projekt denko - kwiecień.

Hej :)

"Już się zbliżył miesiąc maj...". Pora więc przedstawić produkty z którymi pożegnałam się w kwietniu. Podobnie jak w poprzednich miesiącach, i ty razem udało mi się zużyć nieco kolorówki. Cieszy mnie to tym bardziej, gdyż promocje w Naturze i Rossmannie nieco powiększyły moje zbiory... O tym jednak w innym poście :)


  • Alverde, żel pod prysznic "mandarynka i wanilia" - pojemność: 250 ml. Gęsty, żelowy i przezroczysty. Nie zawiera SLSów przez co nie zawsze pieni się w zadowalający sposób. Pomimo tego dobrze oczyszcza skórę. Nie przesusza jej ani nie nawilża. Ma bardzo przyjemny zapach - z jednej strony cytrusowy i orzeźwiający, z drugiej zaś delikatny i otulający;
  • Balea, peelingujący żel pod prysznic "jabłko i cynamon" - pojemność: 200 ml. Produkt z małymi drobinkami, które delikatnie wygładzają ciało. Nadaje się do codziennego użytku. Dla dokładniejszego starcia martwego naskórka jest zdecydowanie zbyt słaby. Dobrze się pieni i oczyszcza.
  • Green Pharmacy, olejek łopianowy z czerwoną papryką - pojemność: 100 ml. Mam wrażenie jakby rzeczywiście, przy regularnym stosowaniu, przyspieszył porost włosów. Przyczynił się do pojawienia wielu "baby hair". Nie powodował pieczenia ani podrażnień nawet trzymany dłużej aniżeli zalecane   minut;
  • BeBeauty, Foot Expertiv, balsam do stóp i paznokci - pojemność: 75 ml. Recenzja tego kosmetyku znajduje się tutaj.


  • Rimmel, Scandaleyes, wodoodporny tusz do kresek - pojemność: 1,1 ml. Miał wygodny aplikator dzięki któremu można zrobić precyzyjne kreski. Utrzymywał się cały dzień. Nie był jednak zbyt wodoodporny. Szybko wyschnął przez co nie był wydajny;
  • Eveline Cosmetics, Mascara False Definition 4D, Extension Volume - pojemność: 10 ml. Polecana maskara, która na moich rzęsach nie dała spektakularnego efektu. Słabo podkręcała i wydłużała. Odbijała się na powiekach i szybko osypywała. Podobała mi się jedynie niewielka silikonowa szczoteczka, która ładnie rozdzielała włoski;
  • Virtual, baza pod cienie - pojemność: 5 g. Na początku miała przyjemną konsystencję ale szybko skamieniała. Nie przedłużała trwałości makijażu w zachwycający sposób. Ponadto nie podbijała kolorów cieni. Sama w sobie nie dawała koloru, ale była mocno perłowa;
  • Lovely, kredka do oczu w kolorze brązowym - pojemność: 1,2 g. Kredka nie zbierająca zbyt wielu pozytywnych opinii u mnie dała zadowalający efekt. Rysuje precyzyjne kreski i jest wystarczająco miękka aby dało się ją rozetrzeć. Utrzymywała się cały dzień bez osypywania i odbijania na powiekach. Jest bardzo tania a przy tym niesamowicie wydajna. Plus za dodatek temperówki, która służyła mi przez cały okres stosowania kredki;
  • Butterfly, Maxima, lakier do paznokci nr 321 - pojemność: 11 ml. Produkt będący istną katastrofą. Okropnie się smuży, a nawet 3-4 warstwy mnie pokrywają płytki paznokcia. Długo schnie, za to błyskawicznie się ściera. Wyrzucam bez wyrzutów sumienia;
  • Isana, Bronze, błyszczyk w tubce - pojemność: 10 ml. Średniaczek nie dostępny już w Rossmannie. Zawierał mnóstwo małych drobinek ładnie prezentujących się na ustach. Miał delikatny, brązowy kolor. Pachniał budyniem czekoladowym. Niestety dość mocno lepił sie na ustach.
  • Rebi-Dental, wybielająca pasta do zębów - pojemność: 100 g. Mojego hiciorka opisywałam tutaj;
  • Auchan, płatki kosmetyczne - 120 sztuk. Kolejne ;);
  • Luksja, kremowe mydło nawilżające - pojemność: 100 g. Recenzja mojego niezbędnika do mycia rąk znajduje się w tym poście;
  • Próbki: Ziaja, pasta do głębokiego oczyszczania twarzy; Ziaja, szampon i maska "Intensywne wygładzenie" - wystarczyły na jedno użycie, więc ciężko ocenić ich działanie. 
Jak prezentują się Wasze kwietniowe zużycia? :)

Iwona